piątek, 10 lutego 2017

Zaklęci w czasie - 14 - Cierpienie i nicość


Splunął gęstą krwią na posadzkę, oddychając głęboko. Tępe pulsowanie w skroniach pomagało mu odegnać od siebie nieprzyjemne myśli, a jednocześnie ostry ból na całej powierzchni twarzy utwierdzał go w przekonaniu, że jeszcze żyję. Że ten pieprzony Rzymianin nie rozłupał mu czaszki na pół, nie dobył miecza, nie poderżnął mu gardła. Metaliczny posmak ciążył mu w ustach, podrażniając końcówkę języka. Czerwona posoka poznaczyła duży obszar dolnych partii twarzy Georga, ukazując, jak ludzka tkanka jest wrażliwa na uderzenia. Wystarczył jeden precyzyjny strzał z pięści, by kogoś uszkodzić, a kilka, by zabić. Idealnie zachowana proporcja w swojej prostocie, niektórych fascynowała, a innych z kolei przerażała. W końcu musieli istnieć patolodzy.
"Idealne wyczucie na ironię"
Uniósł głowę do góry, by spojrzeć w ciemne oczy, buchające żarem furii, nienawiści i pogardy. Jakby był nic niewartym ścierwem, które niepotrzebnie marnuje tlen. Robakiem, nie mającym prawa chodzić po boskiej ziemi.
"Zapewne tym jestem w ich oczach"
Zgnije tu jak szczur.
W męczarniach, bez żywej duszy, zjadany przez robactwo.
"Ciągnie swój do swego. Żałosne"
- Jeszcze raz zapytam... Skąd jesteście?
Czy to coś zmieni?
Nawet jakby mówił prawdę, te zwierzę nie zrozumiałoby słowa.
- Przybyliśmy zza oceanu - wycharczał skrzekliwym głosem.
Krew wolno spływała od kącika ust, przez brodę, osadzając się na linii żuchwy. Rzymianin obnażył zęby w parodii udawanego uśmiechu, przyprawiając Georga o niebezpieczne bicie serca.
"Nie pożyję długo"
- Za oceanu?
- Tak. Daleko stąd. Przebyliśmy długą i żmudną drogę.
- Gdzie wasz kraj? Jak się zwie?
George zmrużył powieki i wypluł zabarwioną na czerwono ślinę na posadzkę.
- Stany Zjednoczone.
Olbrzym zmarszczył krzaczaste brwi, przyglądając się chłopakowi z podejrzliwością.
Boleyn zdawał sobie sprawę, że ten człowiek nie ma pojęcia o czym mówi. I wierzył, że zadziała.
Musiało zadziała.
Przecież... Nawet nie wiedzieli, że istnieję taki kontynent jak Ameryka.
- Macie armię? Dużo niewolników? Rozwinięty handel?
"Jesteś taki tępy"
- Owszem. Ale zapragnęliśmy poznać świat, dlatego tułaliśmy się i trafiliśmy do niewolników pod przewodnictwem Spartakusa.
Ponowne zmarszczenie brwi i nachylenie ciała do przodu.
Ciężki, śmierdzący oddech Rzymianina owiał jego policzek.
George zacisnął usta, przekształcając je w wąską linię.
"Nabierzesz się na to, psie"
- Jakie tytuły?
- Byliśmy pomocnikami cesarza
- Zawołaj Gajusza!
"Opłacało się uważać na historii"

*~~*~~*

- Jenny - cichy szept przy uchu oraz przyjemne głaskanie po boku ostatecznie przebudziło dziewczynę ze snu. Uniosła powieki do góry, przyzwyczajając swoje tęczówki do nagłego światła. Policzki przybrały odcień różu pod wpływem ich potarcia przez dłoń nastolatki.
- Heeeeej - przeciągnęła samogłoskę, uśmiechając się maślanie. Czuła się niebywale rześko i aż wstyd było jej się do tego przyznać. Odegnała od siebie myśli o niebezpieczeństwie, utracie bliskich jej osób i całym tym pochrzanionym świecie.
- Włosy sterczą ci na wszystkie strony - śmiech Saxy o poranku wprawił Jenny w jeszcze lepszy humor. Dotknęła dłonią swoich krótkich kosmyków z łatwością wyczuwając ich podatność na tarcie o koce. A raczej coś, co przypominało koce. Nie chciała zagłębiać się w pochodzenie tkanin.
- Żyją własnym życiem. Reszta już wstała? - zapytała, wygrzebując się spod okrycia. Rozciągnęła się, wzdychając z ulgą. Zapach lasu o poranku wydawał się tak surrealistyczny, jak jej obecność w tych czasach. Przyzwyczaiła się bardziej do smrodu spalin, szamba i perfum, którymi psikają się starsze babcie. W pokoju zawsze ma zaduch i mdławo słodki zapach, który ulatnia się z nowego odświeżacza, jaki zakupił jej Andrej. Uznał, że lepiej będzie jej się gniło w łóżku z taką właśnie wonią w powietrzu. Andrej zawsze robił to, na co miał ochotę i co uważał za słuszne. Nawet jeżeli było to wparowanie o drugiej w nocy do domu swojej najlepszej przyjaciółki, przez uchylone okno w sypialni. Do tej pory nie potrafiła odgadnąć, jak on wsadza łapę przez szparę i od wewnątrz otwiera sobie przejście do środka.
- Co cię zasmuciło? - głos Saxy wybudził ją z myśli o przyjacielu. Spojrzała na kobietę i pokręciła głową. Nie miała zamiaru udawać, że wszystko z nią w porządku. Bo nie było i wątpiła, by sytuacja w najbliższym czasie się poprawiła.- Mogę dla ciebie upolować zająca. W tych lasach aż roi się od nich. Może ich delikatne mięso poprawi ci humor.
Jenny spojrzała na starszą kobietę z szokiem wypisanym na twarzy. Jednak początkowe zaskoczenie, przebrnęło przez lekkie zniesmaczenie, aż w końcu zatrzymało się na rozbawieniu. No tak... Starożytny Rzym.
- Romantyzm, to wy macie zachowany na wybitnie wysokim poziomie - zaśmiała się Jenny, kręcąc głową rozbawiona.
- Romantyzm? Co to takiego? - no tak...
- W naszych stronach nazywamy tak sztukę okazywania miłości swojemu partnerowi lub partnerce. Mężczyźni przynoszą kobietą kwiaty, zabierają je na spacer wśród świec lub kupują jakieś kosztowności. Coś, co świadczy o naszej sympatii do drugiej osoby. Rozumiesz? - zapytała z lekkim uśmiechem, a Saxa zamyśliła się na moment. Zaraz po tym przytaknęła i przybliżyła się do nastolatki, biorąc w swoje palce dłoń kochanki.
- Czyli... Okaże ci swoją sympatię, gdy powiem, że jesteś pierwszą kobietą, która zawróciła mi w głowie i poproszę cię o przechadzkę po lesie? - serce Jenny załomotało w piersi, a ona sama czuła się jak kolorowa chmurka, unosząca się kilka metrów nad ziemią. Miała ochotę krzyczeć, piszczeć, skakać ze szczęścia. Poczuła się w końcu doceniona i... Potrzebna. Nigdy nie zakochała się tak prawdziwie i nigdy tak prawdziwie nie usłyszała od drugiej kobiety, że znaczy coś w jej życiu. A teraz, dzięki Saxe... Nareszcie zaznała rozkoszy życia. Więc dlaczego czuła równocześnie niepokój, rodzący się w głębi jej duszy?
- Przejdę się z tobą po lesie. Pójdę z tobą wszędzie - zaśmiała się dźwięcznie, przytulając do ciała gladiatorki, która, o zgrozo, nie miała na sobie żadnego odzienia.- Saxa, Boże drogi! Ubierz się, czy coś... - zaskomlała nastolatka, odsuwając się od kochanki.
- Widziałaś mnie przecież w nocy. Nie widzę w tym czegoś zawstydzającego.
- Wy nigdy nie widzicie niczego zawstydzającego. Gannicus chodził wczorajszego dnia nagi i nikt na to uwagi nie zwrócił! - westchnęła teatralnie i zgarnęła swoje shorty oraz koszulkę. Sama miała na sobie tylko bieliznę.- Ja idę nad ten strumyczek... Obmyć się przynajmniej powierzchownie. A ty... Ubierz się i... Coś zrób. Wrócę za jakiś czas - odparła i całując starszą szybko w usta, wyszła z prowizorycznego szałasu. Gladiatorzy już chodzili to w jedną, to w drugą stronę, najwidoczniej szykując się do treningu. No tak. Czeka ją jeszcze szkolenie. Ubrała szybko swoje ubrania i ruszyła w stronę, gdzie widziała wspomniany strumyczek. Nie był duży, ale wystarczający, by mogła obmyć stopy, twarz, zmoczyć włosy i... strefy intymne, o ile uda jej się tego dokonać.
Przeszła obok ogromnego drzewa, zeskoczyła z kamienia pokrytego mchem, ominęła wysokie krzaki i... Wpadła na czyjeś plecy. Krzyknęła, upadając tyłkiem na wystający korzeń.
- Kurwa! - warknęła, czując ból rozchodzący się warstwami po jej lewym pośladku. Będzie siniak jak nic.
- Jenny? Już wstałaś? - spojrzała do góry, natrafiając na parę błyszczących, niebieskich oczu. Odetchnęła. To tylko Andrew. Troszkę dalej w zbiorniku wodnym siedziała Frieda, nabierając wodę w dłonie i opryskując nią swoje nagie ciało. NAGIE.
- Nie. Jeszcze siedzę, jak widzisz - mruknęła, nim nie chwyciła dłoni przyjaciela i dźwignęła się na równe nogi.- A ty co, zboczeńcu? Podglądujesz Friede? - zapytała z cwanym uśmieszkiem, otrzepując tyłek z ziemi. Nie dość, że shorty już wyglądały jakby widziały drugą wojnę światową, to jeszcze bardziej je ubrudziła. Ah, wróć... Przecież one mają już 2088 lat! No... Z praktycznego punktu widzenia przynajmniej.
- Jestem gejem. Nie interesują mnie wasze worki z tłuszczem, ani brzoskwinka. Ja już się mniej więcej ogarnąłem. Przeszkodziłaś mi w zakładaniu koszulki - wskazał na t-shirt z nadrukiem jakiegoś zespołu, która z założenia powinna być biała. Na powinna się skończyło, ponieważ w rzeczywistości miała na sobie już chyba wszystkie możliwe barwy.
- No tak. Zapomniałam, że wolisz zwisające wory między nogami. Wybacz - śmiech dziewczyny zwrócił uwagę Friedy, która w dalszym ciągu korzystała z przychylności natury. Pomachała do przyjaciółki, usmiechając się szeroko. Jenny klepnęła Biersacka w plecy i ruszyła do strumyczka, uważając na kolejne konary wystające spod ziemi. Więcej tego cholerstwa nie było?
- Skończyłam okres! Już nie muszę chodzić ze szmatami i mchem w kroczu! - krzyknęła uradowana, rozchlapując wodę wokół siebie. Jenny zdążyła zauważyć również brak dolnej bielizny u przyjaciółki.- Na co czekasz? Rozbieraj się i wskakuj! I umyj te majciochy. Ja swoje musiałam dokładnie wypłukać, bo...
- ZAMKNIJ MORDĘ DO CHOLERY! - głośny wrzask Andrewa dobiegł prawdopodobnie nawet do ich tymczasowego obozu. Frieda się roześmiała, a Jenny przewróciła oczami.
Idioci

*~~*~~*

Andrej próbował nie spoglądać na przystojnego młodzieńca.
Naprawdę próbował ignorować natarczywe spojrzenie czekoladowych oczu.
Oh, jak on próbował nie zwracać na niego uwagi.
Jednak pokusa była nadzwyczaj ogromna, a jego ciało samo kierowało mózgiem.
Spojrzał. I musiał przełknąć ślinę, bo przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Oddech stał się cięższy, a wzrok wyrażał więcej, niż obojętność. Czaiło się coś więcej, co przez czekoladowego przystojniaka nie mogło zostać niezauważone. Nie zwracał nawet uwagi na Gajusza, który spoglądał w jego stronę z nienawiścią. Tak, jakby to właśnie blondyn był odpowiedzialny za wszystkie jego krzywdy.
- Andreju! - głęboki, basowy głos ocucił go z chwilowego otępienia. Spojrzał na kamienną twarz cesarza Rzymu, a gdy ten skinął na niego dłonią, na drżących nogach postąpił w jego kierunku. Tym samym zbliżał się do swego dawnego oprawcy, taką miał przynajmniej nadzieję, że byłego i młodzieńca, który go zaciekawił. Może nawet bardziej, bardziej. 
- Tak, panie? - zapytał ze ściśniętym gardłem, czując się jak wypompowana opona. Przez te kilka dni, nauczyła się szacunku do osób wyżej od niego postawionych. Jego opór w tej sprawie przynosił więcej szkód, niż pożytku. A nie jest przecież masochistą, by krzywdzić swoje ciało na własne życzenie.
- Czy to prawda, że w swoim królestwie byłeś uczonym? Umiesz pisać i czytać? - zamrugał zaskoczony, słysząc tak prostackie pytanie w jego mniemaniu. Przekalkulowął wszystkie za i przeciw, a wzrok Gajusza upewnił go w jednym - George musiał coś wymodzić.
- Owszem, panie - przytaknął, nie mówiąc więcej niepotrzebnych słów. Nie chciał wplątać się w sytuację, z której wersja Georga i jego nie będzie się pokrywała. Byliby skończeni.
- Twój kompan stwierdził, że byliście pomocnikami cesarza. Czy to prawda?
- Tak, panie.
- Gajuszu, zawiniłeś. Powinieneś był mi to zgłosić - surowy głos mężczyzny odbił się w uszach blondyna głuchym echem.
- Byli razem z tymi gladiatorami! Cóż mogłem począć? Cóż mogłem sądzić innego?! - odgłos uderzenia rozniósł się po sali.
- Nie podnoś na mnie więcej głosu, Gajuszu! Za twą nieumyślność odbieram ci Andreja.
- On jest mój! Sam mi, panie, powiedziałeś, że mogę wziąć co tylko zechce i będzie to moje! Więc wziąłem go! - wskazał palcem na Andreja, a ten przełknął ślinę. Czuł się jak zabawka. A może... Może to właśnie dobre odczucie? 
- Od tej pory już nie jest twój - spokojny, kojący ton głosu młodzieńca o czekoladowych oczach przerwał ostrą wymianę zdań. 

...Oto akt...

- To czyj? - warknął Gajusz, prawie plując swoim jadem wściekłości na młodego mężczyznę, stojącego u boku władcy Rzymu.

...W którym...

- Mój - jedno słowo, a wywołało w duszy i głowie Andreja wielki zamęt, plącząc ze sobą wszystkie możliwe komórki i wiązadła.

...Za chwil kilka...

Juliusz zacisnął dłonie w pięści, a szczeki zamienił w imadło, kontrolując swój wybuch wściekłości. Wyglądał jak drapieżnik, który lada moment skoczy do gardła swojej ofiary.

...Owca...

- Należy od tej pory do mnie, syna władny Rzymu. Tym samym nie masz do niego żadnych praw. 

...Pożre...

Młodzieniec zwrócił się w stronę Pejica i z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach, podszedł do blondyna. Chwycił drżącą dłoń Andreja, a jej wierzch zetknął ze swoimi aksamitnymi ustami.
- Zwą mnie Tyberiusz Krassus i należysz do mnie, Andreju - wyszeptał, a lekki uśmiech nie schodził z jego ust.

...Wilka...


C.D.N

*~~*~~*

Po miesiącu pojawił się rozdział. Miesiąc go pisałam, niemalże wyciągając kotu z gardła kawałek po kawałku. Nie wiem czemu tak ciężko było mi stworzyć ten rozdział, ale uwierzcie, to była katorga. Więc wybaczcie, jeżeli wyszedł słaby... a prawdopodobnie taki jest. Pozdrawiam i liczę na jakieś komentarze! ~

2 komentarze:

  1. No kurcze po tak długim czasie takie co nie co. Ale co tam dobrze że jest:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To Saxa wyrywa laske na zająca? Dobre, dobre...! I tak trochę szkoda Jenny. Zakocha sie w Saxie i co pozniej...? Wróci do "siebie" i zostawi swoja ukochana? Nie fajnie! Oh... chce więcej Agrona!
    I miej Ty litosc dla mojego blondaska!
    Rozdział zajebisty jak zawsze!
    Już nie moge sie doczekać nexta.
    Dużo veny!
    Pozdro...

    OdpowiedzUsuń