czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 10 - "Serce, które zabrałeś"

Maks... On... Nie żyje... Popełnił samobójstwo...
Wariuje.
Czyżby to był koniec?
Jak...
Popełnił samobójstwo...
Czuje się, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.
Nie żyje...
To nie prawda! Wy jebane szmaty chcecie mi go odebrać!
Po policzkach potoczyło się miliard kolejnych łez, a głośny szloch wydarł się z mojego gardła. Ktoś do mnie podbiegł, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Maks nie żyje... A może do Prima Aprilis? To żart, tak? Bo jak tak, to nie śmieszny.
Wręcz bolesny...
Rozrywający...
Słyszałem głosy, których nie rozumiałem...
Widziałem ludzi, których nie rozpoznawałem...
Wszystko było takie szare... Bez kolorów...
Zabiłem osobę, która znaczyła dla mnie więcej niż mogłem przypuszczać...
Odrzuciłem ją, zostawiając krwawiącą ranę...
I co z tego miałem?
Jego krew na rękach!
Te wszystkie lata, miesiące, dni, minuty, sekundy kiedy byliśmy razem...
Wtedy było tak kolorowo...
Teraz jest nicość i czarna otchłań...
Czemu to zniszczyłem?
Bo jestem głupcem.
Głupcem, który miał miłość, a jednak ją odtrącił...
Miałem szansę naprawić wszystkie krzywdy...
Odkupić swoje grzechy...
A jednak zaprzepaściłem szansę, więc sfery niebieskie odebrały człowieka, którego kochałem... Kocham... Kochać będę...
Byłem ślepym głupcem...
A teraz on nie żyje...

-Maksymilian! - krzyknął młody chłopak, biegając po całym domu. Otworzył drzwi do sypialni, mając nadzieje, że tam zastanie kochanka. Nie mylił się. Czarnowłosy, przystojny nastolatek, leżał rozłożony na dużym łóżku z baldachimem, trzymając w dłoni książkę od historii. Obok, na miękkiej poduszce położony został duży zeszyt, również od historii.
Czarne jak węgiel oczy, zwróciły się w stronę szatyna ubranego w czarne skórzane, dobrze opinające jego zgrabny tyłeczek, spodnie oraz tego samego koloru koszule z rozpiętymi dwoma guzikami pod szyją i podwiniętymi rękawami do łokci. Na nadgarstkach widniały różnego rodzaju pieszczochy, wprost zajebiście komponujące się z wysokimi, czarnymi glanami.
Podniósł prawa brew, spoglądając na swojego, teraz jakże seksownego, chłopaka.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał, chociaż doskonale wiedział, że Adrian idzie do rozpusty z Darkiem i kilkoma innymi znajomymi, by poszaleć na parkiecie. Kuzynka Darka nie potrafiła trzymać język za zębami.
- Nooo... I właśnie chciałem się ciebie spytać czy wybierasz się ze mną do rozpusty z Darkiem i jego kumplami, ale widać, ze jesteś zajęty - mruknął niepocieszony tym faktem. Podszedł drapieżnym krokiem do kochanka i usiadł mu na biodrach.
- Oh Adrianku... I kto cię będzie pilnował w tym gąszczu gorących ciałek? Nie podoba mi się wizja, jak mój najdroższy będzie obmacywany przez jakiś zniewieściałych facetów - zamruczał mu do ucha i odłożył książkę na bok. Skierował wzrok na usta swojego chłopaka, a wolne dłonie położył na jego jędrnych pośladkach, które chowały ciaśniutką i jakże gorącą dziureczkę
- Jedyny chłopak, który mnie podnieca i powoduje, że staje mi od samego jego widoku to ty. Żaden inny facio nie położy swoich brudnych łap na mojej dupci - szepnął, zahaczając ciekawskimi paluszkami o pasek od spodni Maksa. Ten widząc co wyrabia Adrian, wziął głęboki wdech i wypuścił głośno powietrze, ściskając dwie, mięsiste półkule chłopaka.
- Ona wie, że należy do mnie - warknął podniecony Maks i wbił się w soczyste usta Adriana, z których wydobywała się piękna symfonia jęków za każdym razem, gdy uprawiali seks.
Chłopak wręcz zaskomlał i chwycił desperacko czarne kudełki swojego ukochanego, ściskając je mocno. Całowali się namiętnie, nie zważając na nic wokół.
Byli teraz oni dwoje i nikt inny.
- Maks ja zaraz musze wyjść - jęknął szatyn, gdy dłoń Piwowarczyka spoczęła na jego kroczu.
- Wyjście poczeka - wymruczał brunet, przewracając Adriana na plecy i usadowił się między jego nogami.
- Nie. Nie poczeka. Jak wrócę, to wtedy zaspokoisz swoją chcice, a teraz spadówa - zaśmiał się szatyn i odepchnął od siebie Maksa, szybko uciekając przed jego dłońmi.
- Ad...
- Kocham cię! I spokojnie, mój tyłeczek jest twój - cmoknął do niego w powietrzu, poprawiając koszulę.
- Ufam ci - westchnął zrezygnowany chłopak i na powrót legną na plecy. Spojrzał sceptycznie na zeszyt i książkę, wiedząc, że musi nauczyć się bieżącego materiału z historii, by dostać piątkę na zakończenie roku szkolnego. Gdyby nie ten nieszczęsny przedmiot...
- Wiem. Za to cię uwielbiam. Jak wrócę masz być wyuczony i gotowy zaspokoić moją szparkę. A teraz bywaj skarbie - puścił mu oczko i zbiegł na dół po schodach. Jak dobrze, że w drodze do klubu podniecenie opadnie, bo jakoś nie widziało mu się tańczyć z twardym balastem w spodniach.
- Będę po jedenastej! - krzyknął jeszcze nim wyszedł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

Znów to samo! Te jebane wspomnienia nie dadzą mi spokoju?! Odejdźcie do kurwy! Nie potrzebuje was! Tylko niszczycie mnie od środka...
- Adrian? - spojrzałem pustym spojrzeniem na postać siedzącą na przeciwko mnie. Była to kobieta ubrana w elegancki strój. Na głowie miała dobrze ułożony kok, a na nosie brązowe okulary. Usta pomalowała czerwoną szminką, a oczy podkreśliła eyelinerem. Była całkiem ładna.
- Znów odleciałeś. Ponownie zatonąłeś w swoich zamkniętym świecie.
Mój świat?
Moim światem była osoba, która leży zakopana głęboko pod ziemią.
- Długo jeszcze? - zapytałem chcąc zakończyć tę niepotrzebną farsę. Kobieta oparła łokcie o blat biurka, spoglądając na mnie w skupieniu.
- Od śmierci Maksymiliana minęły już dwa miesiące. Nie możesz sobie zniszczyć życia przez rozpamiętywanie swojego chłopaka - powiedziała powoli, jakby analizowała bardzo dokładnie słowa, jakie miała wygłosić w moją stronę.
- Zniszczyłem życie innej osobie, więc kimże jestem ja, by żyć w spokoju? - zapytałem retorycznie. Kobieta westchnęła i zapisała coś w swoim notatniku. Wiedząc, że to koniec rozmowy, wstałem z fotela i ruszyłem ku drzwiom.
Dwa miesiące? Już tak długi czas jestem zamknięty w swoim małym światku?
Przystanąłem na korytarzu, czekając na ojca, który wymienił ostatnie słowa z kobietą i ruszył w moim kierunku.
- Pani psycholog powiedziała, że znów nie mogła do ciebie dotrzeć. Znów jej nie słuchałeś, zatapiając się w swoim świecie. Synu, musisz się poprawić.
Bo co?
Czeka mnie psychiatryk?
Doskonale o tym wiem.
Jestem niepoczytalny?
Być może.
Jednak jak na wariata, trzymam się całkiem nieźle.


 Żyj z całych sił
I uśmiechaj się do ludzi
 
 
Żyje.
Uśmiecham się.
Funkcjonuje.
Jak?
Udaje, że wszystko jest w porządku.
Mój nienaruszony świat, który nikt nie może go przekroczyć. Nie pozwalam. Jest zbyt piękny by ludzie, którzy nie rozumieją odmienności zniszczyli piękno tego miejsca. Wspaniałego miejsca. Mojego miejsca...
 
 
Kochanie, nie chcę zamknąć się w sobie
Kochanie, nie chcę zapomnieć, jak to jest bez tego
Kochanie, chcę pozostać zakochany w Tobie
 
 
- Adrian... Tabletki...
Znów odbierzecie mi mój świat na rzecz szarości?
Nie...
- Adrian, połknij tabletki.
- Pierdol się...
- Połknij tabletki!
- Nie!
Rozpaczliwy krzyk i głośne trzaśnięcie drzwiami.
Niebo jest wręcz czarne, chmury granatowe, a wiatr szeptem z zza światów...
Biegnę, chcąc uciec od tych wszystkich osób...
Od tych twarzy bez wyrazu...
Od tych ludzi spoglądających na mnie z pogardą...
Uciec jak najdalej, gdzie smutek znika, a pojawia się szczęście.
Tak ogniste, że aż prawdziwe.
Chce paść w twoje ramiona, by móc zacząć kolejny poziom swojego życia.
Poziom, którego nie ukończę bez twojego serca, ciała i duszy...
Nie ukończę go bez ciebie, kochany...
Niebo płaczę wraz ze mną, a może, to ty, widząc moje poczynania?
Rany na moich poranionych nadgarstkach otwarły się, wypuszczając ze swych objęć czerwoną posokę.
Każdy krok znaczyła krwawa ścieżka.
Czy boli?
Boli, ale serce, które zabrałeś.
 
 
I podczas gdy spadamy, i w tej kałuży krwi
I kiedy dotykamy swoich dłoni, i podczas gdy spadamy
I w tej kałuży krwi, i podczas gdy spadamy
Zobaczę twe oczy; i w tej kałuży krwi
Spotkam twe oczy; naprawdę, na zawsze
 
 
Stojąc na dachu wysokiego budynku, zastanawiałem się jak to jest latać.
W przestworzach niczym ptak.
Na niewidzialnych skrzydłach, niczym anioł.
Wariuje?
Już to przerabialiśmy.
Nogi chcą postawić krok w przód, ale czy samobójstwo nie jest tchórzostwem?
Nie.
Ponieważ, by odebrać sobie życie trzeba mieć odwagę.
A czy ja ją posiadam?
Jeden krok za dużo...
Lecę ku kolorowym parasolkom, przyglądając się jak piękne gwiazdy migoczą na górze.
Jesteś jedną z nich?
Po ułamku sekundy czuje ból.
Ból, który rozrywa każdą cząstkę mojego ciała.
Ból, który mija tak szybko jak się pojawił.
Mija wraz z krzykami.
Po sekundzie mija wszystko...
A ja zostaje objęty ramionami swojego pięknego Anioła.
 
 
Deszczowe chmury nadchodzą / znowu
Nikt Ci nie powiedział, że on nie oddycha?
 
 
*~~*~~*
 
Witam, witam. Dziękuje za wszystkie pozostawione komentarze i... NIE BIJCIE MNIE! ;_;
Od początku wiedziałam jak zakończę Anioła, dlatego też proszę na mnie nie krzyczeć! Opowiadanie od początku miało być mało przewidywalne. Pierwsze rozdziały były wesołe, wręcz sympatyczne, ale każdy wie, że życie człowieka potrafi zmienić się wciągu jednego dnia. A "Anioł" był moim krótkim, aczkolwiek emocjonalnym cudeńkiem.
Chce jeszcze przypomnieć, iż czeka nas krótki epilog i pożegnamy się z Aniołkiem.
Wesołych i spokojnych świąt życzę, oraz smacznego jajka... i mokrego dyngusa!
Pozdrawiam ~

5 komentarzy:

  1. Uuuu... Mocny rozdzial... Tak szczerze to podobalo mi sie, ze Adi popelnil samobójstwo. Jak mmówiłam ( Oni musza byc razem), co z tego, ze po drugiej stronie. Teraz maja wwieczność ( tak, tak... skutki czytania Sagi Zmierzch). Ach, na poczatku sobie pomyslalam, ze jak Adi bedzie zyl, a, Maks jednak, nie. Bo.nie chcialam fopuscic do siebie tej mysli, serio. to wysle Zgredka do Potter`a po Kamień Wskrzeszenia.
    I, znow sie poplakalam. Wspaniele oddajesz uczucia, czego ja nie ppotrafieu siebie w opowiadaniu. Jestes genialna, oczywiscie :-)

    A, no i jak sa błędy w Komentarzu, a nepwno sa, bo pisze z fona.

    Smacznego jaja!!! I w chuj mokrego ddyngusa.

    Pozdowionka i jak zawsze duzo, duzo, duzo Veny...

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobrze nie krzyczę i nie bije ale jestem złą. No ale cóż mogę poradzić... Trochę się zawiodłam, po prostu mam dość tych samobójstw, nieodwzajemnionej miłości ale to tylko ja. Opowiadanie jak najbardziej udane ale nie koniec. Sorki za te niemiłe słowa no ale w każdym opowiadaniu jakie czytam to tylko śmierć, gwałty samobójstwa wszystkie klątwy świata i nie wiadomo co jeszcze heh No więc dużych jajeczek, wina pięć beczek, tłustego boczku, prostego kroczku i dwa wiadra wody hehe ale styl masz nieziemski hehe ^^ *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Napiszę jedno... boskie <3 kocham Cię... opowiadanie było boskie, bardzo mi się podobało
    (przepraszam za krótkie komentarze, ale długich nie umiem pisać)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuuuuu:'( ryczałam od początku do końca rozdziału 😢 😢 Coś ty mi kobieto zrobiła?!😢😢 Uuuuu

    OdpowiedzUsuń
  5. Uuuuuuu:'( ryczałam od początku do końca rozdziału 😢 😢 Coś ty mi kobieto zrobiła?!😢😢 Uuuuu

    OdpowiedzUsuń