sobota, 22 marca 2014

Rozdział 2 - "Czy ja się... zająknąłem?!"

Poczułem coś mokrego i śmierdzącego na twarzy. Skrzywiłem się mimowolnie i otworzyłem oczy. Szczerze? Nic nie widziałem oprócz kupy rudego futra. Czekaj, czekaj... Rude... Futro... Kurwa!!! Zerwałem się z posłania jak poparzony. Chwyciłem najbliższą rzecz, która akurat nawinęła się pod rękę i wytarłem ryj.
-Boże... - cisnąłem szmatą w kota.- Stary, ale jedzie Ci z paszczy - kot fuknął i z dumnie uniesionym ogonem, wyszedł z pomieszczenia. Za prawdę... Co mnie podkusiło na kota? A no tak... kocham te leniwe zwierzaki. Może dlatego, bo sam nie garnę się do obowiązków? Westchnąłem i dopiero teraz sobie uświadomiłem co posłużyło mi ową "szmatą". Była to nowa bluzka z Black Veil Brides! Jasna cholera! Zabijcie mnie... Albo jednak nie. Jeszcze do mnie przyjedziecie i zadźgacie widelcami. Wierzcie lub nie... Ale pożyć sobie jeszcze trochę chce na tym gówno wartym świecie.
     Podniosłem ukochaną koszulkę i tradycyjnie wrzuciłem do szafy. Służba i tak jak wpadnie do mojego pokoju, to wszystkie ubrania zostaną wyprane i zanim wrócę ze szkoły, wszystko już będzie na swoim miejscu poukładane.
      Wlazłem pod prysznic i odkręciłem kurek z ciepłą wodą. Westchnąłem cicho, przymykając oczy. Chwyciłem swój ulubiony płyn do ciała o zapachu truskawki i wylałem sporą zawartość buteleczki na gąbkę. Do moich nozdrzy dotarł apetyczny zapach owocka. Mhhhh... Mam ochotę na truskawkę w czekoladzie. Takie są najlepsze. Po obmyciu ciała, zabrałem się za włosy. One są najważniejsze! Trzeba o nie dbać. Jaki wy macie szampon? Bo ja czekoladowy. Często znajomi i przyjaciele się pytają co tak zalatuje czekoladą. Hehe. Darek bez ustanku mnie wącha. Szczerze? To on w ogóle jest jakiś upośledzony psychicznie. Już dawno w psychiatryku powinien się znaleźć. Nie wiem co on jeszcze robi na wolności. Jest niebezpieczny dla otoczenia.
       Po prysznicu, który przeciągną się do godziny czasu, wyszedłem z zaparowanej łazienki i z ręcznikiem na biodrach oraz głowie, podreptałem pod szafę, żeby poszukać sobie jakiś czystych ciuszków. Kój wybór trafił na czarną bluzę sięgającą mi za pupę z napisem:
"…Chłop się powiesił w opuszczonym młynie… Dziewczyna dziecko utopiła w stawie…". Do tego wybrałem szare rurki, specjalnie obdarte na kolanach. Obowiązkowo bielizna. Do szkoły miałem na wpół do jedenastej, a jest dopiero dziewiąta. Wdziałem na siebie ciuchy i zabrałem się za układanie włosów.
         Spojrzałem na zegarek. Za jakieś piętnaście minut Darek przyjeżdża po mnie. Aż tak długo mi to zajęło? Nie myślcie sobie, że tylko włosami się zająłem. Co to, to nie. Musiałem jeszcze rzęsy podkreślić, paznokcie na czarno pomalować, bransoletki i rzemyki założyć. To bardzo pracochłonne. Wiem. Czasem zachowuje się jak baba. Ale lubię poeksperymentować z makijażem. Oczywiście nie maluje się jak dziwka. Jeszcze tego by brakował...


*~~*~~*

- Daj mi pięć dych - rzuciłem do ojca, wchodząc do kuchni. Mam ochotę na herbatę, ale nie chcę mi się jej robić.
- Na co Ci? - zapytał oschle, czytając poranną gazetę. Nie rozumiem co starzy widzą w tych papierach. No sorry, ale to jest strasznie nudne. Co kogo interesuje, że jakiś zdesperowany bachor popełnił samobójstwo, podcinając sobie żyły w publicznej toalecie? Wiem to, bo w zeszłym tygodniu kolega ćwierkał o tym na godzinie wychowawczej i nawet przyniósł gazetę. 
- Na gówno - odparłem, uśmiechając się słodko i patrząc na ojca z politowaniem.
- Odnoś się do ojca z szacunkiem! - krzyknął, rzucając na stół to co przed chwilą bardzo chętnie czytał. Uuu! Jeszcze wyrzuć krzesło oknem i zacznij się ślinić dla lepszego efektu.
- Pfy. Teraz nagle moim ojcem jesteś, a zaledwie dwa dni temu wrzeszczałeś, że nie potrzebnie się urodziłem. Więc przestań gadać i dawaj kasę. Wycieczkę mamy, a ja wolę to niż siedzenie z tobą w tym czasie - wysyczałem jadowcie, spoglądając na jego osobę z pogardą.
     Krzysztof, bo tak miał na imię mój rodzic, bez słowa protestu wręczył mi kwotę, której zarządziłem. No cóż... Jakby nie patrzeć zawsze dawał mi kasę. Nawet jeśli wydałbym pieniądze na pierdoły, to i tak ciągle by mi wręczał kieszonkowe bez jakiegokolwiek słowa. Nigdy nie zrozumiem tego człowieka.
      Po otrzymaniu kwoty jaką zarządziłem, ubrałem swoje nierozłączne glany i wyszedłem przed dom. Tak jak myślałem. Koło Cadillaca CTS-V stał mój przyjaciel Darek z zacieszem na mordzie. Pewnie puknął jakąś babkę, a teraz się szczerzy jak głupi do sera...
- Twoje zęby są jak gwiazdy na niebie. Żółte i daleko od siebie.- haha! Szkoda, że nie widzicie jego miny! Bezcenna. Warto czasami zapamiętywać jego teksty brane z internetu, by odwrócić je jako broń, przeciwko jego osoby.
- Wsiadaj do furacza i nie denerwuj mnie - mruknął, mrużąc zabawnie oczy. 
- No. Też Cię kocham. 
- Tak po za tym... Nieźle się odstrzeliłeś śliczny - posłał mi całusa w powietrzu, który ja oczywiście odwzajemniłem.



*~~*~~*


Pod szkołę zajechaliśmy za pięć dziesiąta. Ja się przebieram z dobre piętnaście minut, więc w sam raz. Wysiadłem z auta i spojrzałem w niebo. Zostało przykryte ciemną karnacją błękitu i kilkoma szarymi chmurami. Zbierało się na deszcz.
      W dreptaliśmy do szatni, a fakt, że była pusta ucieszył mnie dozgonnie.
- Ile dzisiaj mamy lekcji?
- Osiem bo środa.- wyjaśniłem i ściągnąłem bluzę. Ludzie... Tak grzeją w tej szkolę, że upał gorszy niż w lecie.
- Spoko... Eee... Adrian?
- Co?
- No bo wiesz... Może i dziewczyną i mi by nie przeszkadzała świadomość, że paradujesz bez koszulki, ale nie wiem czy nauczyciele byli by z tego powodu zadowoleni.- poinformował z uśmieszkiem na twarzy. Fuck! No tak. Bluzę to ściągnę, ale założyć jeden z sześciu podkoszulków jaki mam w szafce to już nie łaska. No wiecie... Trzeba mieć zapasowe koszulki, nie?! Chwyciłem czarny podkoszulek na którym widniał wizerunek twarzy kobiety z horroru Guya N. Smitha "przyczajeni". No i git.
- Już.- posłałem mu jeden z moich powalających uśmiechów i wyjąłem z głębi szafeczki męskie perfumy "L'Eau par Kenzo Eau Indigo", które zwą się kolorem zmierzchu. Moje ulubione.
        Psiknąłem je na ubrania. Jeżeli już fukam się perfumami to wszystko. Włącznie z włosami, spodniami, a nawet butami. Lubię ładnie pachnieć. Wiem, jestem dziwny. Macie następny przykład mej głupoty. Musiałem jeszcze poprawić włosy. Lusterko miałem zawieszone na drzwiczkach szafki po wewnętrznej stronie. Jak otwierałem drzwiczki to moje spojrzenie padało na mój cudny, piękny, boski, fantastyczny ryjek.  Tak... Jestem pomysłowy... I cudowny. Powinni mnie w jakiejś księdze zapisać kurde nooo. Przecież mój tok myślenia jest naprawdę niebywały. Bo pomyślcie... Kto normalny rzuca gumą do żucia na lekcji we włosy nauczycielki? Albo kto normalny potrafi krzyczeć na lekcji "Ave Szatan" i śpiewać piosenkę Dody "Nie daj się"? No... Mam na swoim koncie bardzo dużo objawów choroby psychicznej przeplataną z dodatkowym debilizmem i głupotą do kwadratu sześciennego. Ale to już wiecie.
         Podskoczyłem w miejscu, gdy poczułem silne ramiona oplatające mnie w talii.
- Już się przygotowałeś słońce? - wymruczał mi do ucha Darek, przytulając się do moich pleców. Zaprawdę... Ja go kiedyś zabije.
- Tak. Już wszystko zrobiłem co zrobić chciałem. A teraz chcę Ci przekazać, że jeżeli mnie nie puścisz to twoja twarz zostanie odbita na pobliskiej ścianie i stanie się ciekawym obiektem obserwacji głuptaka V.- warknąłem na co chłopak odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
- Czemu piątego?
- Dlatego bo gorszymi są przyjaciele Maksa i on sam.- zamknąłem szafkę i ruszyłem do głównego korytarza.
- No. W sumie racja. Wiesz, coś mi się wydaje, że już jest w szkolę bo zauważyłem jego auto na parkingu jak wchodziliśmy do szkoły. Tylko, że nie wiem po co on tak szybko...- dalsza część wypowiedzi mojego przyjaciela została zakłócona przez ładny, aczkolwiek znienawidzony przeze mnie śmiech. Odwróciliśmy się w stronę głosu i obaj westchnęliśmy z irytacją. Jakieś niecałe dwadzieścia metrów od nas stał, a raczej szedł tym samym pokonując dzielącą nas drogę, Maks i jego "banda". Mówiąc "banda" mam na myśli debilów bez mózgu, którzy słuchają tego kretyna Piwowarczyka jak psy! Cała ich paczka składa się z Marka Zalewskiego - wysokiego blondyna o orzechowych oczach i ciemnej karnacji, Piotrka Lenarda - niskiego, lecz przystojnego szatyna o niebieskich tęczówkach, Krzyśka Woźniaka - przystojnego i wysokiego bruneta z oczami ciemnymi jak głębia nocy i przywódcę Maksa Piwowarczyka - skretyniały i niestety piekielnie przystojny szatyn, który swoimi zimnymi niebieskimi oczyma przygniata wszystkich i przyporządkowuje każdego, który śmie się mu sprzeciwić. Na moje nieszczęście jest gejem i... Moim byłym. Zaczęliśmy chodzić ze sobą na początku gimnazjum. Zakochaliśmy się w sobie i tak jakoś wyszło. Nasz związek trwał całe cztery lata i z pewnością trwał by nadal, gdyby Maks mnie nie zdradził z jakąś ździrą. Przyznał się do tego - fakt - ale nie toleruje zdrady. Błagał abym mu wybaczył. Tłumaczył się, że był pijany i nie panował nad sobą. Prosił, żebym dał mu ostatnią szanse bo mnie kocha, jednak ja byłem nieugięty. Zerwaliśmy dwa lata temu. Wtedy pierwszy raz widziałem jak płacze. Pierwszy, a zarazem ostatni. Od tamtej chwili zmienił się. Znalazł sobie przygłupów i to on rządzi tak naprawdę tą szkołą. W sumie... To jego ojciec jest dyrektorem tej zeszmaciałej budy, to co się dziwić z takiego obrotu spraw? Teraz ja i Maks jesteśmy wrogami. Nie wiem czemu tak się to potoczyło, ale najwyraźniej nie mógł się pogodzić z naszym zerwaniem. Obrał taką taktykę to dlaczego miałbym z niej zrezygnować? Fajnie jest czasem się na nim wyżyć słownie, gdy mam paskudny dzień. Pomaga mi w tym mój najlepszy przyjaciel Darek. Podziwiam jednak Piwowarczyka za to, że nigdy mnie nie uderzył. Był przecież znany w szkole jako najgorszy drań, który bije młodszych, jak i zarówno tych starszych. Raz nawet pobił Darka jednak na mnie nigdy nie podniósł ręki. Przyznam się. Żałuje, że z nim zerwałem, jednak nie mogę z nim żyć i mieć świadomość, że kochał się... z jakąś dziewczyną. Czasami na korytarzu jak się mijamy posyła mi niepostrzeżenie spojrzenie w którym zawarty jest cały ból, smutek i żal do samego siebie. Wiem, że żałuję tego co zrobił. Niestety ja już nie potrafię z nim być. Nie chcę, żebyśmy żyli jako przyjaciele tylko jako wrogowie? Proszę bardzo. Czekam na dzień, kiedy przeprosi za wszystko i staniemy się przyjaciółmi. Tylko tego pragnę.
- No popatrz Adrian. Debil Maks wrócił.- warknął, a ja niby niechętnie przeanalizowałem ubiór mojego byłego kochanka. Jak zawsze elegancko, a jednocześnie na pełnym luzie. Czarne, opinające pupę, rurki z niezwykłą precyzją podkreślały jego zgrabne nogi i uda. Na spodnie narzucił białą koszulę z podwiniętymi rękawami do łokci i z rozpiętymi guzikami u góry koszuli.
Zapatrzyłem się na fragment jego odsłoniętej skóry, przyozdobiony srebrnym wisiorkiem, który wręczyłem mu na trzecią rocznice naszego związku. Zabawne, że kiedyś byliśmy sobie tak bliscy. To z nim przeżyłem swój pierwszy raz i muszę przyznać, że był cudowny. Ogólnie sex z nim był czymś magicznym. Zawsze się o mnie troszczył i pytał czy nic mnie nie boli. Był taki kochany. Planowaliśmy nawet wyjechać, gdy skończylibyśmy technikum za granicę i wziąć ślub jednak jak widzicie moje marzenia się nie spełniły. Naprawdę go kochałem, a on mnie tak potraktował. Miłość boli i nie jest dla mnie.
      Maks przechwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się delikatnie na co spłoszony odwróciłem wzrok w stronę okna. Mimo wszystko, dalej coś do niego czułem jednak na pewno już nie kochałem.
- Czyżby księżniczka wymalowała się mocniej niż zazwyczaj? No powiedz prawdę? Dorabiasz jako dziwka, tak? - zapytał z chciwością Marek. Posłałem mu lodowate spojrzenie na które mimowolnie się skrzywił. O nie. Tak pogrywać nie będzie.
- Zaraz ty będziesz dorabiać, ale jako worek treningowy kiedy przypierdolę Ci w buziuchnę z całej pety gnojku. Zważaj na słowa bo możesz zginąć w drodze do domku... Dziwko.- uśmiechnąłem się słodko i puściłem mu oczko. Darek parsknął śmiechem, a mój były mu zawtórował, jednak nie było to powodem rozbawienia, a jawnym politowaniem.
- Nie przeliczasz się za bardzo Sokół? - zapytał sceptycznie, posyłając mi obojętne spojrzenie.
- Po nazwisku to po pysku, suko.- odparłem i zaśmiałem się wrednie. Coraz więcej uczniów zbierało się na szkolnym korytarzu co podsycało adrenalinę.
- I co? Uderzysz mnie swoimi małymi łapkami? Nie bądź śmieszny chłopczyku.
- Śmieszy mnie twoja determinacja poniżenia mnie, jednak mnie to nie rusza. Skoro twój mózg nie nadąża nad tym to idź do psychologa. Może on Ci pomoże kotek. Twa indolencja intelektualna nie obliguje mnie do prowadzenia z tobą dalszej teoretycznie błędnej konwersacji poziomu twego IQ.- uciąłem patrząc z czystą satysfakcją na zmieniającą się mimikę twarzy moich "kolegów". Totalne osłupienie. Hahaha. Kocham te uczucie kiedy wiem, że są na straconej pozycji. Nawet osoby, które były świadkami tego zdarzenia zaczęły szeptać coś do siebie i chichotać. No cóż... Ja i Maks jesteśmy sensacją od dwóch lat i coś mi się wydaje, że będziemy do końca technikum. Wszyscy wiedzieli o naszym związku. Tak się składa, że ta szkoła należy do bardzo tolerancyjnych.
- Dobra Ad. Idziemy.- przekazał szatyn i pociągnął mnie za rękę w stronę sali w której mamy geografię.- To był pocisk.- szepnął jeszcze, a ja roześmiałem się dźwięcznie.



 ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

- Wycieczka odbędzie się w poniedziałek o godzinie dziesiątej. Naszym przewodnikiem będzie młoda maturzystka. Ma bodajże dwadzieścia lat. Dobrze. Czy ktoś ma na dzisiaj już wyznaczoną kwotę pieniężną? - zapytała Klimek. Nie kurwa, nikt nie ma stara ruro. 
- Ja mam! - krzyknąłem i podlazłem pod biurko tej starej lamy.
- Adrian Sokół, tak? - nie kurwa, Godzilla. 
- Numer piąty.-  upomniałem, gdy zauważyłem, że zapędziła się na piętnastkę. Boże, ta babka mnie dobija. Położyłem hajs na drewno i wróciłem do ławki.
- Ja się zapytała czy Adrian Sokół to mogłeś powiedzieć: Nie kurwa Superman.- szepnął Darek.
- Już wolę być Godzillą niż gościem co zakłada majtki na spodnie.
- No... W sumie racja.
        Reszta lekcji minęła jak z płatka. A propos płatka... Mam ochotę na płatki. Cini Minis, obłędnie cynamonowe. Pysio. 
- Ej! - spojrzałem na szatyna, który dreptał obok mnie. 
- No co? - troszkę się zamyśliłem i tak jakoś wyszło, że go nie słuchałem.
- Jajco. Pytam się czy idziesz do mnie do domu.
- Jasne. Tylko musisz mi dać płatki. Spoko? - zapytałem podejrzliwie. Darek zachichotał, a ja już wiedziałem, że mimika mojej twarzy nie była zbytnio poważna tak jak sugerowałem.
- Okey. Cini Minis mam, więc to mogę Ci zaserwować.- dziwne. Zawsze jak na coś mam ochotę, lub smaka to on zazwyczaj to ma w domu. Przypadek? Nie sądzę. 



 ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

WEEKEND!!!! Czaicie bazę? W-E-E-K-E-N-D!!! Wreszcie!!! Myślałem, że nie dotrwam do piątku. Nie chciało mi się iść do szkoły, ale technikum to nie gimnazjum. Jako gimbus potrafiłem chodzić na wagary co drugą lekcję. Gdyby któreś z was było jednym z nauczycieli, którzy uczyli mnie i Darka to z pewnością wylądowalibyście w psychiatryku. Pamiętam jak kiedyś tak dogadaliśmy babce od matmy, że ta z płaczem wybiegła z sali. Haha. Stare dobre czasy. Mniejsza o to. W poniedziałek wystrzałowa wycieczka! Fuck Yeah! Normalnie coś normalnego (bez komentarza). Wczoraj kupiłem se czekoladę i rzuciłem rozpakowaną na łóżko. Poszedłem się myć, a po kąpieli siadłem na posłaniu z białym ręcznikiem na biodrach! Chyba wiecie co się stało. Zapomniałem, że słodycz leży na łóżku i usiadłem na niej czego skutkiem było rozpuszczenie się czekolady na BIAŁYM RĘCZNIKU! 
     Jestem w połowie drogi do Jana. Muszę sobie kupić czekoladkę. Koniecznie milkę białą. Wszedłem do sklepu i ruszyłem po wózek. Skoro już tu jestem to kupie coś na jutrzejsze śniadanie, obiad i kolacje. Może jakieś ciasto na deser? Najlepiej toffi. Taaak. Toffi najlepsze. Przemieszczałem się po sklepie w zawrotnym tempie, jeżdżąc w wózku. Wiem, zachowuje się jak dziecko z podstawówki, ale cóż poradzić kiedy mam ochotę czasem poszaleć. Dojechałem do półki, gdzie zamieszczone były wszystkie słodkości. Pycha. Wrzuciłem czekoladę do wózka i ruszyłem z prędkością błyskawicy przed siebie, żeby trafić do działu wody pitnej. Nie przewidziałem jednego... że zza zakrętu może wyjechać ktoś inny będący na zakupach. Zderzyłem się z jakimś gościem, uderzając w jego wózek z tak wielkim impetem, że wypadłem z wózka i runąłem na ziemie. 
- Nic panu nie jest? - usłyszałem nad sobą aksamitny głos. Podniosłem głowę do góry by spojrzeć na "ktosia". O kurwa. Jakie ciacho. O ja pierdole. Krótkie brązowe włosy zostały potraktowane żelem na skutek czego grzywka mężczyzny uniosła się ku górze. Niebieskie oczy wpatrzone we mnie z nutką troski, ale i rozbawienia. W sumie... widzieliście kiedyś człeka, który przelatuje przez dwa wózki i ląduje na dupie z piękną klasą? No chyba nie. 
- N... Nie. Nic mi nie jest.- wtf?! Czy ja się... zająknąłem?! Co do chuja...
- To dobrze. Przeleciałeś przed moimi oczami jak torpeda. Swoja drogą... raczej tak się nie jeździ i nie kupuję się w ten sposób, prawda? - zapytał ze śmiechem Tak? No co ty nie powiesz. A chcesz dostać w tę śliczna buziuchnę? Hę? 
- Jakoś mi to do głowy nie przyszło.- odparłem z ironią, wstając na równe nogi. Rozglądnąłem się. No... więcej gapiów nie mogło być...- A wy na co się tak gapicie? Nie macie własnego życia? - zapytałem chamsko na co kilka staruszek rzuciło mi oburzające spojrzenie, szepcząc coś między sobą. 
- Kulturą nie grzeszysz.- usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i posłałem satynowi wredny uśmieszek. 
- Za to ty, jak najbardziej.- chwyciłem swój wózek i skierowałem swoje nogi jak najdalej od tego facia. 
- Ej poczekaj. Nie chciałem Cię urazić... właściwie to chciałem się zapytać czy poszedłbyś ze mną na kawę - zatrzymałem się w połowie kroku. Przepraszam, że przerywam ale... CZY ON WŁAŚNIE ZAPROSIŁ MNIE NA RANDKĘ?! Nie no... to tylko kawa, ale... On mnie nawet nie zna! Gadam jak rozhisteryzowana gimnazjalistka...
- Ej, ej, ej. Kowboju, spokojnie bo pomkniesz za daleko. Nie znam Cie facet, więc Ci nie zaufam, a jeżeli Ci nie zaufałem to ze spotkania nici. Nawet mnie nie znasz, a już z taką propozycją. Weź zaproś se jakąś naprawdę zdesperowaną babkę, a nie mnie. Jasne? - wytłumaczyłem, dosyć dziwnie machając rękami. I believe I can fly, kurna!
- No to moglibyśmy się poznać bliżej na kawie. No zgódź się. Tylko jeden jedyny raz. Rekompensata za potłuczony tyłek.- albo mi się wydaję, albo ten koleś jest gorszy niż dziecko z przedszkola:
"No proszę. Kup mi lizaka. No proszę. Zgódź się."
Mniej więcej tak to wygląda. Dobra. Pójdę i niech mi da święty spokój.
- Dobra. Ale tylko ten jeden raz. Tylko kiedy?
- Może... za godzinę. Spotkamy się w kawiarni "Róża" na rynku. Okey? - zapytał... z nadzieją? Co tu się dzieje do licha? Świat zdaje się coraz dziwniejszy...
- Spoko. A teraz daj mi już spokój.- poinformowałem i poszedłem dalej łazić po sklepie, tylko tym razem już w tradycyjny sposób. Wolę drugi raz nie chodzić na kawę.


*~~*~~*
 
 
Nie wiem kiedy wrzucę następny rozdział "Sekrety miłości". Na razie jakoś wena mnie nie nachodzi na to, a że te opowiadanie było pisane w trakcie pierwszego to postanowiłam wrzucić coś nowego na bloga. Mam nadzieję, że za niedługo "Sekrety miłości" się pojawią. Miłego dnia :)

2 komentarze:

  1. Yaay...~ Spontanicznie... dość x'D
    Daję o sobie znać, by zacna autorka miała motywację! Bo opowiadanie zajebiste... ALE! W niektórych momentach człek się biedny gubi kto co mówi ;-; A to problem, jak by nie patrzeć.... uhu. No, ale to jedyna moja uwaga ^^
    Mam nadzieję, że wena najdzie i zagoni nieco do pracy, o ile są chcęci... Masz nową czytelniczkę~

    A więc raz jeszcze życzę weny, chęci i pozdrawiam.
    ~Copacati

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne!!! *q* czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial Aniola!
    Weny,
    Mir ;*

    OdpowiedzUsuń