sobota, 7 maja 2016

Okruchy strachu - 2 - Gniew demona


- Wojska w środkowej części Australii upadają. Jeżeli będzie tak dalej, stracimy kolejny kontynent! - krzyknął rozwścieczony generał, przechadzając się po całej długości pomieszczenia. Ameryka była bezsilna wobec rosnącej liczebności magicznych istot. Kolejny kontynent pomału zostawał zdobywany przez plugawe potwory, demonstrujące swoją siłę i moc nad ludzką rasą.
     Młody mężczyzna podniósł wzrok na swojego przełożonego i wstał od stołu, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich obecnych w sali obrad.
- Chyba, że wyślemy dobry oddział, by wspomógł siły Australii - podzielił się swoim zdaniem, wbijając wzrok w niebieskie oczy, przystojnego generała. Ten spojrzał na niego zimno, uśmiechając się pobłażliwie.
- Powiedz mi... Chłopcze? - podniósł do góry brew, przypatrując się śmiałkowi znacząco.
- Major z trzydziestego czwartego oddziału. Nazywam się Harry Cooper, sir! - zasalutował, prostując się jak struna od gitary.
- Tak więc... Harry - imię wypowiedział ze szczególnym jadem.- Znasz jakichkolwiek żołnierzy, którzy nie uciekną po pięciu sekundach z pola bitwy? - zapytał kulturalnie, jednakże w jego głosie pobrzmiewała nutka czystej kpiny. Jawnie okazywał, że odpowiedź niższej rangi człowieka po prostu go śmieszyła.
     Harry słysząc ton głosu generała, jaki stosował przy doborze słów w jego stronę, nie zadziałał na niego kłopotliwie. Wręcz przeciwnie. Hardo spojrzał w oczy niewiele starszego od siebie mężczyzny, jasno dając mu do zrozumienia, że nie lęka się go, jak inni żołnierze.
- Mój odział  jest na tyle odważny, by wypełnić tę misję, sir - odparł, a śmiech generała lekko go zaskoczył. Jednak szybko na powrót przybrał maskę obojętności w dalszym ciągu przypatrując się starszemu mężczyźnie.
- Nie żartujesz? - przestał się śmiać i westchnął głośno, nie słysząc odzewu.- Czyli, że nie żartujesz. W takim razie dobrze, panie majorze. Jeżeli jest pan w stanie przysiąść na swojego fiuta, że pański oddział nie ucieknie jak ostatni szczur do kanałów, kryjąc się przed stworami... To ma pan moje pozwolenie wyruszenia do Australii. Pójdę jeszcze dzisiaj do prezydenta, a jak wszystko dobrze przebiegnie, to wylecicie już jutro. Rozejść się! - krzyknął, samemu wychodząc z pomieszczenia.
     Cooper wypuścił wstrzymywane przez pewien czas powietrze z płuc, rozluźniając nieco ciało. Ruszył do wyjścia, sprawnie omijając poszczególne osoby. Musi poinformować swoich ludzi o misji chwalebnej dla narodu.

*~~*~~*
Ognisty smok przeciął nieboskłon, chowając skrzydła wzdłuż swojego długiego ciała. Rozpoczął pikowanie ku ziemi, na której niewolnicy uprawiali zboże. W ostatniej chwili rozłożył swoje imponująco wielkie skrzydła i wzniósł się w górę, niczym latawiec nadszarpnięty przez zbyt prędki wiatr. Gładko wylądował u stóp pięknego nastolatka, smyrając go po łydce swoim kolczastym ogonem. Ten syknął cicho i spojrzał w dół. Widząc małego smoka, otworzył szeroko oczy, zaskoczony tym co zobaczył
- Co tu robisz? - zapytał cichutko i ukląkł przed ślicznym gadem z zamiarem pogłaskania go po pyszczku. Uśmiechnął się leciutko, słysząc mruczenie jak u kotka, ze strony zwierzęcia.
- Widzę, że mój smok polubił twoją osobę - do jego uszu dobiegł zmysłowy głos, przypominający nuty wydobywające się z anielskiej harfy.
     Thomas podskoczył przestraszony i szybko wstał do pionu. Odwrócił się w stronę głosu, a widząc przed sobą Floriana, wręcz pociemniało mu przed oczami,
- Wybacz panie, już biorę się do pracy! - krzyknął na granicy płaczu, czując nieprzyjemny skurcz w żołądku.
- Spokojnie! Nic ci nie zrobię. Mój smok cię polubił, więc musisz mieć w sobie coś unikalnego - przekazał Florian, podchodząc do młodzieńca. Stąpał delikatnie po podłożu, niczym delikatny motyl lądujący na rozłożystym kwiecie.
     Thomas patrzył jak zaklęty na smoka. Był taki... Urodziwy. Twarz bez najdrobniejszej skazy. Ciało idealnie umięśnione, wręcz perfekcyjne. Tatuaże pnące się po piersi i ramionach, niczym wąż, za dnia wyglądały oszołamiająco realnie. Dwa kolczyki widniące w wardze dodawały mu przyzwoitej drapieżności, a długie włosy zgolone po bokach sprawiały, że w oczach osób trzecich stawał się bardzo apetycznym kąskiem. Teraz dokładnie widział, że każda magiczna istota... Była pod każdym względem uwodzicielska.
- Panie... Nie zabijesz mnie?
- Oczywiście, że nie. Chodź ze mną - pociągnął go za łokieć, wychodząc z pola uprawnego. Collins przęknął ślinę, zastanawiając się, dlaczego jeszcze żyję. Zazwyczaj wystarczyło tylko spojrzenie na Floriana, by Leviatan zabijał z szalejącej zazdrości. Właśnie, Leviatan! Rozejrzał się wokół ze strachem wypisanym na porcelanowej twarzyczce. Nie chciał zginąć!
- Czy... Pan Leviatan, wie, że tutaj jesteś, panie?
- Nie. Nie mam obowiązku informowania go o wszystkim. Jak się nazywasz? - zapytał, wbijając spojrzenie w odległy horyzont, który z tej perspektywy stykał się z niebem. Jego szmaragdowe oczy odbijały blask słońca, tworząc tym samym dwa, błyszczące diamenty. 
- Thomas Collins, panie.
- Ah, nazwiska. Wy ludzie macie dziwne obyczaje. Po co wam one? - Thomas zerknął na smoka zdezorientowany.
- Chodzi o nazwiska czy ogółem?
- O nazwiska.
- Cóż... Dzięki nim rozpoznajemy pewne osoby. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć, panie. U nas jest coś takiego jak facebook i na nim możemy odnajdywać różne osoby. Bez nazwiska byłoby trudno. Po za tym jest to taki... Chyba znak rozpoznawczy - wyjaśnił z uśmiechem na ustach. Spojrzał na Floriana, który wpatrywał się w niego jakby zobaczył latającego królika. Odchrząknął i podrapał się po tyle głowy. Mówi o facebooku istocie, która nawet nie wie co to komputer. No naprawdę, pogratulować inteligencji. 
- Wybacz. Po prostu nie wiem, jak ci to wytłumaczyć, panie.
- Dobrze. Nie tłumacz więc, bo obawiam się, że nie zrozumiem - posłał młodzieńcowi ciepły uśmiech i poklepał go po ramieniu. Nie znał się na ludzkich wynalazkach. Niektóre nawet go przerażały swoimi skomplikowanymi zasadami w samym aktywowaniu danego urządzenia. W pewnym momencie zatrzymał się w miejscu, wyraźnie wyczuwając kłopoty. Thomas również przystanął, rzucając Florianowi pytające spojrzenie na widok jego miny. 
- Idź lepiej. Szybko. Wracaj do pracy. Nie patrz się tak! Jak chcesz żyć, radzę ci zmykać, Thomasie - wyjaśnił i kiwnął głową w stronę rezydencji w której mieszkał razem z Leviatanem. Collins odwrócił się we wskazanym kierunku, a widząc partnera zmiennego smoka zbliżającego się w ich kierunku, wręcz z prędkością strusia, popędził w stronę pola, na którym uprawiał zborze z innymi niewolnikami.
     Florian odetchnął głęboko i z szerokim uśmiechem podszedł do ukochanego.
- Witaj, skarbie - ucałował soczyste usta demona, wplatając palce w czarne włosy kochanka. Ten ucałował go w czubek nosa i przyciągnął do swojego ciała.
- Kto to był ten młokos przy tobie? - zapytał szeptem, delikatnie głaskając Floriana po długich włosach.
- On? Nikt taki. Dawałem mu reprymendę - odparł, jednak jego ciało napięło się pod wpływem pytania partnera. Wiedział, że spokojny ton Leviatana może być początkiem wybuchu.
- Dawałeś mu reprymendę, uśmiechając się i gawędząc wesoło? A może ty mu dupy dałeś?! - krzyknął wkurwiony i pociągnął Floriana za włosy, ku ziemi. Smok krzyknął i upadł na kolana, łapiąc zaciśniętą pięść partnera w jego włosach.
- Nie dałem! Uspokój się do cholery, bo zaczynasz świrować!
- Ja świrować? O nie mój drogi, to ty zadajesz się z tym białasem! Z tym nic niewartym gównem! - oczy demona przybrały kolor czerni, buchając gniewem i nienawiścią. Smok pisnął przestraszony, próbując wyszarpnąć się z mocnego uścisku kochanka. Miotał się niczym ryba złapana w sieć, bez drogi ucieczki. 
- Przestań, do cholery! To boli, kurwa! - warknął na skraju załamania. Bał się takiego Leviatana. Kochał go, ale rzadko widział ukochanego w takiej furii. W jego oczach dostrzegł czyste szaleństwo, mogące doprowadzić do prawdziwego nieszczęścia. 
- I ma boleć, kurwo! Zajebie tego szczyla! - zaczął szarpać Florianem nie przejmując się jego krzykami i błaganiem o przestanie. Jego ciało trawiła nienawiść i mordercza zazdrość. Wewnętrzny demon ryczał rządny niewinnej krwi, której już dawno nie posmakował.
- Leviatan! - krzyknął i nie widząc innego wyjścia, ugryzł kochanka w rękę. Ten natychmiast go puścił, obnażając kły. Florian skorzystał z okazji i szybko podniósł się z klęczek. Nim demon znów zaatakował, ludzkie ciało zamieniło się w wielkiego, płonącego gada, ziejącego ogniem. Skóra pokryta łuskami połyskiwała w słońcu, sprawiając wrażenie płonących, a smocze oczy spoglądały z urazem wprost w te demoniczne. Dmuchnął dymem z nosa, rozłożył wielkie, kolczaste skrzydła i po chwili wielkie cielsko wzbiło się w powietrze, tworząc silny podmuch wiatru. 
     Leviatan przeklną szpetnie pod nosem, widząc oddalającego się z każdą sekundą smoka. Spojrzał w stronę chłopaka z którym rozmawiał partner. Nastolatek wpatrywał się zszokowany wprost na króla podziemi.
- Zabiję - warknął i ruszył w stronę młokosa z mocnym postanowieniem, że rozerwie na strzępy jego młode ciało i pozwoli, by ziemia skąpała się w jego niewinnej krwi.
*~~*~~*

- Major wybaczy, że chce go poprawić, ale to rozstawienie nie jest najlepsze - stwierdziła młoda kobieta, patrząc wprost w ciemne oczy swojego dowódcy. Nie była pewna jak mężczyzna może zareagować, otrzymując uwagę od osoby niższej rangi. 
     Harry poprawił swój czarny krawat i przyjrzał się mapce na której porozstawiane zostały szachy, demonstrujące pozycje żołnierzy, oddziału trzydziestego czwartego.
- Skoro tak sądzisz sierżancie... To proszę, przekaż swoje zdanie - odparł łagodnie i zajął miejsce w fotelu uważnie skanując każdy najmniejszy grymas jaki pojawił się na jej twarzy.
- Najlepiej będzie, gdy trójka naszych przejdzie na tyły starej fabryki.
- Przecież w tej fabryce jest najwięcej tych paskudztw! - krzyknął jeden z szeregowych, oburzony, że za ich losy teraz odpowiada kobieta.
- Doskonale o tym wiem! Ale to jest tylko dla zmyłki. Przydadzą się trzy najszybsze osoby w tym oddziale. Odwrócicie uwagę innych istot, by kolejna grupa, która będzie składać się z pięciu osób, mogła wejść do budynku i podłożyć bomby. W czasie, gdy inni będą podkładać bomby, grupa z panem majorem przedostanie się na drugie piętro. Są tam potrzebne dokumenty, które nie mogą zostać unicestwione w trakcie wybuchu. Natomiast ja z kilkoma innymi ludźmi pójdziemy po odtrutkę na ugryzienie smoka, które znajduję się w laboratorium na czwartym piętrze - wyjaśniła dokładnie, przypatrując się majorowi. Ten miał skupioną minę i ewidentnie nad czymś intensywnie rozmyślał. W pewnym momencie wstał i na nowo ustawił szachy w poszczególnych miejscach mapy, tak jak podyktowała sierżant Jasmine.
- W takim razie dobrze. Będzie jak mówisz. Z tym małym szczegółem, że moja grupa idzie po odtrutkę, a twoja po dokumenty. Misja z lekarstwem jest trudniejsza, a nie będę narażał życia moich ludzi wraz z tobą na czele, sierżancie. Jeżeli ktoś ma zginąć, to będę to ja. Jeżeli każdy wypełni swoje zadanie, ma jak najszybciej uciec z budynku. Po trzydziestu minutach od założenia bomby, uaktywnimy je i wszystko wybuchnie. Więc albo zginiecie zabijając istoty, albo przez wybuch. Bardziej chwalebnie będzie zginąć w walce. Po wyjściu z fabryki musicie biec ile sił w nogach do helikoptera. Teraz na salę szkoleniową. Zobaczymy, kto jest sprawny na dłuższe dystanse. Już! - rozkazał, już wiedząc, że jeżeli on zginie, to sierżant Jasmine przejmie po nim dowodzenie. Kobiety też potrafią rządzić twardą ręką.
 
*~~*~~*
 
Witam! Przybywam do was z kolejnym rozdziale. Miałam ochotę pozmieniać niektóre wydarzenia, jednak obiecałam sobie zostawić te opowiadanie w formie nienaruszonej. Także... Od czwartego rozdziału, opowiadanie nabierze innego smaczku. Pozdrawiam i proszę o komentarze. One naprawdę motywują do dalszego pisania.

2 komentarze:

  1. Czekałam na ten rozdział i nie mogę się doczekać następnego :3 Nie wiedziałam ze Lewiatan jest tak demonicznie zazdrosny :D
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Świetnie piszesz. Naprawde.. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Leviatan Ty, bardzo Zły, demonie! Florian powinien odzgryźć mu ta , jebaną, rękę!
    Oj, jakaś akcja nam się szykuje? Fajnie. Dobrze że jest garstka ludzi, która nie boi się walczyć o wolność.

    Dużo veny 😊 Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń