sobota, 31 maja 2014

Rozdział 3 - "Wow... Adrian... wyglądasz zajebiście"

NIE BIJCIE! Tak strasznie was przepraszam, za tak długą nie obecność, jednak dopiero dzisiaj mama przyniosła mi laptopa i mogłam wstawić  kolejny rozdział. Należą się wam jakieś wyjaśnienia.
Dwa tygodnie temu w szkole spadłam ze schodów i złamałam nogę. I to dosyć paskudnie. Wylądowałam w szpitalu i teraz leże sobie wygodnie pod kołderką z laptopem na kolanach. Sama do tej pory się zastanawiam, jakim cudem złamałam nogę. Od zawsze byłam dosyć niezdarną osobą, więc potoczyło się tak jak mama już nie raz mówiła. Może i się nie zabiłam, ale któregoś pięknego dnia to niestety nastąpi.
Ale już koniec tematu o mojej nodze (która swoją drogą nieźle napierdala). Za ten rozdział dziękujcie mojej mamie bo gdyby nie ona rozdział prawdopodobnie pojawił by się najwcześniej za dwa tygodnie. Będę miała świetne wakacje.
Życzę miłego czytania.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥


Siedząc w kawiarni zastanawiałem się nad swoją egzystencją. No bo wiecie... Chyba mi odbija. Jestem... psycholem. Tsa... ten powód najtrafniej przedstawia całokształt bagna w które się wpakowałem. Polazłem sobie na kawę. Na kawę z nieznajomym kolesiem! Ogarniacie? Bo ja nie nadążałam nad własnym tokiem myślenia.
- Podać coś? - z użalania się nad sensem swego istnienia, wyrwał mnie dość piskliwy, kobiecy głos.
- Poproszę kawę z mlekiem.- złożył zamówienie mój "towarzysz". Mam dla was taką propozycję. Jak następnym razem będę chciał przyjąć propozycje pójścia na kawę z nieznajomym... walniecie mnie w łeb... okey?
- Dla mnie cappuccino.- odparłem niemrawo. Powiem szczerze... Śliczna jest ta kawiarnia. Ściany zostały pomalowane na jasny odcień brązu. Podłoga wyłożona drewnianymi panelami - dąb cornwall i do tego te fotele z ciemno brązowej skóry. Pięknie. Chyba jedyna fajna rzecz dzisiejszego dnia.
- Jak masz na imię? - zagadnął jako pierwszy. Święty Mikołaj kuźwa.
- Adrian.
- Ładne imię.
- Mhm...
- Nie jesteś zbyt rozmowny.- no oczywiście. Bo pierwsze co zrobię to będę gadał z facetem, który ślini się na mój widok. Koleś... ślepy nie jestem.
- A ty? - zaczynamy rozmawiać jak dwa przedszkolaki poznające się na placu zabaw w piaskownicy.
- Piotr.- uśmiechnął się promiennie. Aha, uważaj bo zaraz będziesz miał skurcz twarzy.
- Tsa... Więc jeszcze raz zapytam... Po co mnie tu przyprowadziłeś? - w tym momencie przyszła kelnerka ubrana w kremową sukienkę i biały fartuszek. Niosła ze sobą nasze zamówienia.
- Proszę.- postawiła przede mną cappuccino, które na powierzchni z mleka miało namalowane serduszko. Posłałem jej słodki uśmiech na co się zarumieniła i odeszła w swoją stronę.
- No cóż... chciałem wynagrodzić Ci ten wypadek w supermarkecie i poznać Cię bliżej.- jego ciemne oczy, padły prosto w moje. Wpatrywałem się w niego jak zaklęty (dam sobie głowę uciąć, że gęba mi się otwarła) nie zdolny do jakiegokolwiek ruchu. Jego oczy... hipnotyzowały. Przenosiły w nieznaną krainę. Czułem, że serce zaczyna szybciej uderzać o klatę piersiową i gdyby nie harmider w kawiarni z pewnością było by to słyszalne. Ze względu na problemy, odwróciłem głowę w inną stronę, gdyż popadłbym w jego sidła. On to robi specjalnie. Ja to czuje (albo to szarlotka tak pachnie).
- Tsa... więc co chcesz wiedzieć? Chodzę do trzeciej klasy technikum, moim najlepszym przyjacielem jest pierdolnięty chłopak imieniem Darek, urodziłem się 9 czerwca 1995 roku i jak każdy nastolatek uganiam się za ładnymi, cycatymi blondynkami.- to ostatnie zdanie to zmyśliłem bo w rzeczywistości bardziej uganiam się za przystojnymi mężczyznami niż dziewczynami. Chociaż kobiecymi wdziękami nie pogardzę.
- Rozumiem.- sapnął i ku mojemu zdziwieniu (o mój boże, w którego nie wierze) wydawał się zasmucony. Ale, że co kurwa?
- No to teraz twoja kolej... kowboju.- uśmiechnąłem się wrednie, biorąc kolejny łyk zajebiście smacznej kawy.
- No cóż...  mam dwadzieścia cztery lata, próbuję łączyć pracę ze studiami i jak na razie dobrze mi to wychodzi, ponieważ mam czas na naukę jak i na zarabianie pieniędzy.- słuchałem go uważnie, zastanawiając się jak człowiek może pogodzić naukę z pracą. No jak? Wy byście tak umieli? Ja na przykład ledwo wyrabiam się z materiałem zadanym przez nauczycieli, a co dopiero jeszcze pracować. Musiałbym mieć jakieś super zdolności czy coś...
    Spędziliśmy mniej więcej trzy godziny w swoim towarzystwie na rozmowie. Powiem szczerze... fajny z niego chłopak. Oj, nie łapcie się za głowy. Ja rozumiem, że na początku pieprzyłem od rzeczy, ale można zmienić zdanie. Podał mi nawet swój numer telefonu! Mam jutro do niego zadzwonić jak będę miał czas. Na pewno się z nim skontaktuję. Miło mi się z nim gada. Na luzie. I muszę przyznać - ma chłopak poczucie humoru. Niestety, nie jesteśmy do siebie podobni pod żadnym względem.
On - zabawny, szczery, spokojny, lubi grać w piłkę nożną i koszykówkę, nie PALI, nie lubi KOTÓW, ma PSA i ogólnie jest ogromnym przeciwieństwem mojej osoby. Ale mimo wszystko dobrze się dogadujemy (co w moim przypadku jest dziwne).
   Do domu wróciłem około piętnastej i pierwsze co zrobiłem po powrocie to rzut na kanapę i włączenie PS3. No co? Trzeba trochę zombie wysiekać.


 ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
 
 
Obudziło mnie natrętne stukanie. Co do cholery? Otworzyłem oczy i pierwszym moim celem, był rzut okiem na zegarek. No pięknie. Dochodzi jedenasta! Kto śmiał mnie obudzić?
- Adrian! Ty lamo! Otwieraj ten zasrany balkon albo właduję ci kija w odbyt! - spojrzałem w stronę drzwi balkonowych. I co zobaczyłem? Darka. Śmiem zapytać... Co on tutaj kurwa robi?
   Zerwałem się z łóżka i poszedłem wpuścić tego debila do swojego pokoju.
- No wreszcie! Ile można się do ciebie dobijać? - wywarczał. Łał. Jeszcze troszkę, a zapiszę go do zoo. Będzie nowym, złym lwem. Grrr...
- No wiesz... normalni ludzie zazwyczaj uprzedzają ludzi o swojej wizycie. A najważniejsze... wchodzą drzwiami frontowymi nie balkonowymi.- spojrzałem na niego z poirytowaniem.
- Oh, cicho bądź. Jedziemy nad naszą ulubioną rzeczkę? - zapytał, zachodząc mnie od tyłu i przytulając. Położyłem na jego ramię swoją głowę i przymknąłem ślepia.
- Możemy.- zamruczałem, gdy poczułem usta Darka na swojej szyi. Składał delikatne pocałunki wzdłuż wyznaczonego przez siebie szlaku. 
- No to jedziemy.- wywinąłem się z żelaznego uścisku przyjaciela i popędziłem do szafy.
- Ubierz się jak... Eeee... znaczy... ubierz się zajebiście.- uśmiechnął się niewinnie. Ja pierdolę. Czy ten człowiek jest normalny? Bo moim skromnym zdaniem powinien się leczyć.
    Po godzinnym przygotowywaniu swojej szlachetnej dupy (nie obyło się oczywiście bez narzekań Wątora jaki to ja jestem ślamazarny itp.) mogliśmy wreszcie wyruszyć do naszej krainy wiecznego szczęścia. Ale tak między nami. Ostatnio strasznie capi tam rybami. Tylko nie mam pojęcia dlaczego.
    Nad rzeczkę doszliśmy w jakieś piętnaście minut (po drodze Darek musiał wstąpić do piekarni po babeczki). Zajęliśmy miejsce pod drewnianym mostem i rozpoczęliśmy pałaszowanie smakołyków.
- Jutro poniedziałek.- jęknąłem przypominając sobie, że przecież czeka mnie sprawdzian z niemieckiego.
- Nie stękaj tak. Nic strasznego się nie dzieje.
- Oprócz zjebanego języka niemieckiego z bardziej zjebaną babką czyli panią Łażewską.- mruknąłem i władowałem sobie do ust babeczkę o smaku czekoladowym.
- Mówisz jak rozhisteryzowany gimbus. Znam cię, więc gadaj co cię gryzie.- przed tym debilem nic się nie ukryję?
- No bo wiesz... wczoraj poszedłem sobie do sklepu, no nie? Bo na czekoladę miałem ochotę, ponieważ wcześniejszą roztopiłem tyłkiem, no nie? I idę sobie tymi półkami i szukam odpowiedniej, a tu nagle... bach! - krzyknąłem, a Darek podskoczył.- wjechałem wózkiem w takiego kolesia i wyjebałem się na tyłek, no nie? No i... - dalszą część wypowiedzi przerwał mi donośny śmiech mojego przyjaciela. O co mu znowu chodzi?
- Z czego rżysz?
- No bo... Zawsze dodajesz to swoje "no nie?" gdy jesteś zdenerwowany. Oszczędź mi tego człowieku. Nic nie rozumiem z tego co ty gadasz.- zaczął się śmiać jak opętany. No nie moja wina, że jak się denerwuję to zaczynam strasznie seplenić i dodaje te cholerne słowo na koniec zdania!
- Dobra! Zacznę od momentu jak zderzyłem się wózkiem z innym faciem. Tamten pomógł mi wstać z ziemi i...
    I tak minęły nam kolejne cztery godziny. Po historii, którą usłyszał Darek, stwierdził, iż koleś jest stuknięty. Sam na początku brałem pod uwagę takową opcję, jednak pozory naprawdę mylą. Więc pamiętajcie... albo źle osądzacie ludzi albo... albo macie całkowitą rację co do stanu psychicznego takowego człowieka. A morał tego dnia jest prosty i nie którym już znany... nigdy nie bierzcie pod uwagę moich rad. NIGDY! Inaczej zginiecie marnie.
 
 
 ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

 
Po powrocie do domu, który jak zawsze zastałem pusty (bo ojczulek oczywiście w pracy) klapnąłem na kanapę i włączyłem TV. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłem obejrzeć kolejny odcinek serialu Banshee. Na prawdę ludzie, gorąco polecam.
     Po bliżej nie określonym czasie rozdzwonił się mój telefon. Fuck! Dlaczego akurat w takim momencie? Wcisnąłem pauzę na pilocie i sięgnąłem ręką do stolika po komórkę. Pewnie znowu Darek.
- Czego kurwa?! - warknąłem do aparatu, robiąc naburmuszoną minę.
- Eeeee... przepraszam, że przeszkadzam. Ja chyba jednak zadzwonię później.- po drugiej stronie rozbrzmiał się miły dla ucha głos. Zawierał on nutkę zszokowania jak i zakłopotania. To zdecydowanie nie jest głos Darka. Odsunąłem telefon od ucha i spojrzałem na wyświetlacz. Kurwa...
- Cześć Piotrek. Przepraszam za tak gwałtowną reakcję. Myślałem, że to przyjaciel dzwoni. Co tam u ciebie? - zapytałem, bawiąc się grzywką. Nie chciałem, żeby pomyślał sobie o mnie, że jestem idiotą (co pewnie już zauważył).
- Haha. Widzę, że bardzo lubisz tego kolegę. U mnie nic specjalnego się nie dzieje. Dlatego do ciebie dzwonię. Zechciałbyś wybrać się ze mną do kina? - zatkało mnie. No totalne osłupienie. Jeszcze nikt z własnej woli nie zaprosił mnie do kina.
- Eeee... Pewnie. I tak nie mam nic do roboty. O której?
- Mogę nawet teraz po ciebie przyjechać, tylko podaj swój adres.
- Jasne. Nowakowskiego 254. Będę czekał.- wymruczałem rozkosznie z głupiutkim uśmieszkiem błąkającym się na ustach. Kurwa... ale on jest zajebisty...
- To dobrze.- jego śmiech jest piękny.- Będę za jakieś dwadzieścia minut. Pa śliczny.- powiedział i się rozłączył. Ekhem... czy on powiedział piękny? Ludzie... życie staje się piękniejsze. Chwila... kurwa za dwadzieścia minut? O ja pierdole!
   Zerwałem się z kanapy jak, kurwa, struś pędziwiatr i wbiegłem na górę. Z kopa wpadłem do swojego pokoju na co koty spadły z parapetu na którym zajmowały miejsce. Szybkim krokiem znalazłem się przy szafie w celu znalezienia czegoś nośnego. To w końcu kino! Musze się prezentować nienagannie. Mój wybór padł na zielone (swoją drogą strasznie obcisłe) rurki z nogawkami na, których widniały wzorki pandy. Bluzka na ramiączkach mająca siateczkę na połowę pleców, gdy przód ozdabiał piękny wzór anioła. Do tego fioletowa bluza ze spiralami (oczojebnymi swoją drogą) i mnóstwo dodatków typu:
  • pieszczochy
  • pierścionki
  • bransoletki
  • naszyjniki

Wręcz runąłem do łazienki dopadając do moich kosmetyków. Tusz, eyeliner, puder i błyszczyk. Poprawiłem włosy, stosując na nich tajną broń zwaną lakierem i pofukałem się perfumami. Efekt? Zniewalający. Zbiegłem ze schodów, wpadając do salonu. Wyłączyłem telewizor, a komórkę schowałem do kieszeni ciasnych spodni. W momencie, gdy zakładałem buty, które były ozdobione ćwiekami, głośny dzwonek rozbrzmiał w domu, który aż przyspieszył pracę mojego serca. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je z szerokim uśmiechem.
- Cześć.- przywitałem się w tradycyjny sposób, spoglądając na jego ubiór. Widać, że on także się postarał, żeby wyglądać olśniewająco. Czarne dżinsy z łańcuchami podkreślały jego drapieżność, a bordowa koszula z rozpiętymi trzema guzikami u góry - zajebiście seksowny seksapil (nawet nie wiem czy istnieje takie wyrażenie, ale kij z tym).
- Wow... Adrian... wyglądasz zajebiście.- powiedział taksując moją sylwetkę nieodgadnionym wzrokiem.
- Ty też wyglądasz nie najgorzej.- wymruczałem skupiając swoją całą uwagę na jego języku, którym zwilżał usta. Kurwa. znam kolesia jeden pierdolony dzień, a już mam ochotę iść z nim do łóżka. Co więcej. Aż mnie kusi, żeby zasmakować jego pełnych, różowych ust. Ah...
- To idziemy? - obudził mnie z krainy marzeń w którą się zagłębiłem.
- Jasne.- uśmiechnąłem się i zamykając drzwi ruszyłem do czarnego BMW.
- Znalazłem fajny horror. Pojedziemy do Bonarki, tam od razu będziemy mogli coś zjeść. Do rozpoczęcia filmu jest trochę czasu, więc pójdziemy na tortille, a później to się zobaczy.- przekazał posyłając mi zniewalający uśmiech. Piotrek jest taki pociągający... STOP! Nie myśl o tym bo Ci jeszcze, kurwa, stanie.
- Jaki tytuł? - wsiadłem na miejsce pasażera od razu zapinając pasy. Brunet poszedł w moje ślady, wyjeżdżając z podjazdu.
- Dziecko Ciemności.- odpowiedział, skupiając swoją uwagę na drodze.
- Spoczko. Po filmie możemy jeszcze iść do parku.
- Nie ma sprawy.- odpowiedział z uśmiechem.
      Resztę drogi gawędziliśmy wesoło o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się, plotkowaliśmy, a nawet przekomarzaliśmy dla żartów. Piotrek jest super partnerem do pogawędki. Ma świetne poczucie humoru. Mogę powiedzieć, że jest idealny pod każdym względem. Jednak mój wyśmienity nastrój zniszczyła osoba, którą ujrzałem w knajpce do której się wybraliśmy, żeby coś zjeść. Spodziewałbym się go w tamtym momencie, jako ostatnią osobę tam spotkaną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz