środa, 22 czerwca 2016

Danse Macabre - 1 - Kukiełka



Wyobrażając sobie osobę martwą, każdy z nas ma przed oczyma scenę z filmu grozy. Ludzkie ciało w kałuży krwi, zmasakrowana twarz, pokaleczone ciało. Zazwyczaj zastanawiamy się nad motywem zbrodni. W końcu, morderca, musi kierować się według ustalonego planu. Coś, co niezawodnie sprawdza się w każdej nadarzonej chwili i nie zawiedzie w kulminacyjnym momencie. Coś... Spektakularnego. Indywidualnego. Niekoniecznie zabójcami stają się mężowie, zazdrośni o swoje żony, przez co dochodzi do rodzinnej tragedii. Nie zawsze nastolatkowie zabijają swoich rodziców, bo ci nie pozwolili im spotykać się ze swoją drugą połówką. Istnieją inteligentni ludzie, którzy wykorzystując siłę swojego umysłu, posuwają się do zbrodni w ich mniemaniu, doskonałych. Czy istnieje takowa? Trudno określić przebieg każdego, osobnego śledztwa. Jedne trwają kilka dni, a inne miesiące. Jednak fakty mówią same za siebie - zawsze jest WINNY. Sprawiedliwość dopadnie każdego, nawet szczura chowającego się pod miotłą.
   "Właśnie, każdego" - myślał z rozgoryczeniem Alan, wpatrując się w zmasakrowane szczątki młodego chłopaka. Policyjna taśma mieniła się w słońcu niczym sztabka złota, odgradzając ciekawskich gapiów od miejsca zbrodni. Kłębili się wokół jak bezdomne koty pod śmietnikiem w poszukiwaniu odrobiny jedzenia.
   Detektyw Alan Jaworski przeszedł pod taśmą, pokazując odznakę jednemu z policjantów. Nie musiał specjalnie przepychać się przez tłum kurczaków. Wystarczyła legitymacja policyjna, która działała cuda w obliczu zwykłego obywatela. Szedł w kierunku wysokiej szatynki, rozmawiającej z fotografem - Pawłem, który jeszcze dzisiejszego dnia miał przesłać zdjęcia ofiary. Widząc go, podniosła dłoń do góry i pożegnawszy się z drugim mężczyzną, podeszła do Alana.
- Jak się nazywa? - zapytał na wstępie, przyglądając się technikom. Krążyli nad ciałem jak sępy, wypatrujące swojej kolejki w starciu o padlinę.
- Chłopak miał przy sobie dokumenty. Z portfela nic nie zniknęło. Pieniądze w wysokości pięciuset złotych są na miejscu, dokumenty tożsamości także. Znaleźliśmy nawet bon na pizzę. Ofiara to niejaki... - uniosła swój nieodłączny notatnik pod nos.- Piotr Skałka. Pracował jako barman w klubie "Hot or Not". Zastanawiam się, skąd oni biorą te idiotyczne nazwy - mruknęła, kręcąc nieprzekonana głową. Alan skinął jej w podzięce, nie odrywając wzroku od wieży, w której głównym materiałem budowlanym okazały się jelita, wijące i obślizgłe niczym węże. Płuca, serce, wątroba i trzustka posłużyły jako ozdobny kopiec, usłany płatkami czarnych róż, tworzący wzgórek u podnóża wysokiej sosny. Sam widok wnętrzności nie był niczym szczególnie obrzydliwym, gdy pracowało się w tej branży od przeszło ośmiu lat, jednak sam akt okrucieństwa, wyrządzony przez drugiego człowieka... On był już czymś irracjonalnie przerażającym. Trupio blada twarz, pozbawiona gałek ocznych, ziejąca czarna dziura w brzuchu, brak kończyn... Na pewno drugi człowiek byłby wstanie posunąć się do takiego barbarzyństwa?
   "Owszem" pomyślał z goryczą Alan - "Różne świry chodzą po tym świecie". Spojrzał na kobietę, wpatrującą się w niego uważnie. Śledziła każdy jego pieprzony ruch. "Uczyła się od najlepszych" znów dodał w myślach.
- Jakieś dowody rzeczowe? Włos? Skóra? Ułamany paznokieć? - dopytywał, wymieniając poszczególne propozycję, jednakże głowa Dominiki nie przestała wykręcać  niemego słowa "nie".
- Niestety. Musimy zadzwonić do rodziców, by potwierdzili tożsamość ofiary. To już tylko formalność. Jeszcze coś... Przy ofierze znaleźliśmy małą, drewnianą kukłę. Podobną do tych, które służą do przedstawień wystawianych dla dzieci.
- Kukła?
- Tak. Miała w dłoń wsuniętą karteczkę z cyfrą dziesięć - przekazała, kładąc dłonie na swoich szczupłych udach.
- Gdzie ona teraz jest?
- Przy radiowozie Gąsiorowskiego. Rozmawia właśnie z kobietą, która znalazła ciało - skinęła na trupa i nie mając już nic do powiedzenia, odeszła od Alana. Ten westchnął chicho i skierował się w stronę wskazanego samochodu. Już z daleka dostrzegł zarys pleców mężczyzny, a przed nim kobietę w podeszłym wieku. Wnioskując po kurzych łapkach przy kącikach ust i oczu, wyraźnie widocznej siwiźnie na włosach i oklapłej, matowej skórze, miała ponad pięćdziesiąt lat.
- Detektyw Alan Jaworski. Mógłbym zadać pani kilka pytań? - ruchem głowy skinął na Gąsiorowskiego, który wstał i odszedł do radiowozu. Alan spojrzał na kobietę i chusteczkę jednorazową w jej dłoni, służącą do ścierania czarnych smug na wypudrowanych policzkach.
- Kiedy znalazła pani ciało? - wyciągnął notes, długopis i uważnie lustrował reakcję kobiety. Ta odkaszlnęła, wzięła uspakajający wdech i wypuściła powietrze ze świstem przez umalowane na mocny czerwień usta.
- Jak co dzień rano chodzę z moim psem, Kellerem, na spacer o godzinie szóstej. Weszłam do pobliskiej piekarni dwadzieścia minut po szóstej, później kupiłam gazetę w kiosku - mówiła tak, jakby już wyuczyła się swojej kwestii na pamięć.- Gdy Keller się załatwiał było za dwadzieścia siódma. Wiem dokładnie, bo prowadzę dzienniczek, by sprawdzać, czy dobrze się wypróżnia - wyjaśniła, a Alan uniósł prawą brew w górę. Kronika dla psa? Ile lat pracuje w policji, nie spotkał się osobą, która zapisuje o której godzinie jego pupil się wypróżnia. Jednak nie komentował. Nie mógł.- Ciało znalazłam między szóstą pięćdziesiąt, a pięćdziesiąt pięć. Keller przyniósł mi dłoń tego chłopaka. To straszne - zapłakała gorzko kobieta, a pod jej nogi podleciał mały piesek rasy Chihuahua. "Zasłużył na miano Kellera" pomyślał z ironią detektyw i dziękując kobiecie, tulącej swojego małego pupila, przeszedł do radiowozu Gąsiorowskiego.
- I? - zapytał mężczyzna, paląc swoje nieodłączne cygaro.
- Wiesz, że prowadzi dziennik, kiedy jej pies strzelił kloca? - zaśmiał się dziwnie histerycznie i przetarł dłonią twarz.- Macie namiary na ten klub?
- Tak. Ulica Gazowa 21, Śródmieście, Kazimierz. Mam numer telefonu - podyktował cyfry, a Alan zapisawszy sobie wszystko, pożegnał się z Andrzejem. Ruszył w stronę jednego z policjantów, pilnujących, by żaden z ludzi nie przekroczył taśmy.
- Przegoń ich stąd - przekazał szybko i podszedł do Dominiki.
- Kiedy będziemy mieć wyniki z sekcji zwłok?
- Za dwa tygodnie, nie szybciej. Jednak wątpię, by to coś nam pomogło. Nie ma żadnych śladów. Rozumiesz? Jakby morderca wszystko sobie skrupulatnie zaplanował, a później oczyścił równie perfekcyjnie miejsce zbrodni. Niedaleko jest Zalew Zakrzówek. Wysłałam tam śledczych, może na coś wpadną. Ofiara mieszka na Kobierzyńskiego 93 w jednym z luksusowych pokoi. Pieniądze miał, sądząc po zdjęciu z prawa jazdy, urodę także. Studiował na uniwersytecie Jagiellońskim, Łojasiewicza 4, wydział filozoficzny. Wydawać by się mogło, że chłopak cud - przekazała wszystkie informacje na temat ofiary, jakie zdołała się dowiedzieć dzisiejszego dnia.
- Zadzwoń do rodziców chłopaka i przekaż, by stawili się jutro na komisariacie. Mogą sami ustalić godzinę - przekazał, obserwując jak reszta policjantów pakuję pokiereszowane ciało do czarnego worka. Wnętrzności przewieźli w zamrażalce, by nie zgniły po dwóch dniach.
- Jutro pojadę do tego klubu z Soo. Porozmawiamy ze współpracownikami, właścicielem lokalu i może ze stałymi klientami. Istnieje szansa, że ktoś go zastraszał. Albo zerwał niedawno z dziewczyną, pokłócił się z przyjacielem... Trzeba na razie wszystko założyć.
- A co myślisz? Czym się kierował morderca?
- Czym się kierował... - zamyśliła się, mrużąc oczy w wyrazie skupienia.- Ja obstawiam, że to jakiś szaleniec, niepoczytalny. Udaje dobrego tatusia, opiekuję się dziećmi w schronisku dla bezdomnych, a w nocy zabija. Wiesz... Odreagowuje na lepszych od siebie. Jednak to tylko hipoteza.

*~~*~~*
 
- Samuel?! Jesteś w domu?! - krzyknął na wejściu, zdejmując buty w korytarzu. Skopał obuwie w bok i zajrzał do salonu. Opakowanie po chipsach, włączony telewizor, kot śpiący na kanapie. Przeszedł do kuchni, z której ciurkiem uciekając po wentylacji, przyjemną mgiełką, ulatniały się śliczne zapachy. Woda postawiona w czajniku, kurczak z rożna w piekarniku oraz talerze rozstawione na stole wraz z sałatką. Zmarszczył brwi i odwracając się, już miał znów zawołać imię kochanka, gdy to krzyknął przestraszony.- Jezu, chcesz żebym na zawał padł, idioto?! - wrzasnął i uderzył mężczyznę z otwartej dłoni w gołą klatkę piersiową.
- Przepraszam, skarbie - śmiech Czechowskiego odbił się od ścian, doprowadzając Soo do iście wkurwionej miny. Żeby załagodzić sytuację nachylił się do policjanta i namiętnie pocałował, mrucząc przy tym. Objął Koreańczyka w pasie, przyciągając jego biodra do swoich.
- Samuel... - chciał coś wydusić, jednak natarczywe wargi partnera uniemożliwiły mu wypowiedzenie dalszej części zdania. Dłońmi krążył po nagim, owłosionym torsie mężczyzny, zahaczając o bordowe sutki. Lubił te przyjemne chwilę zapomnienia, cudownej czułości. Przyleciał do Polski z rodziną w wieku ośmiu lat. Początkowo nie potrafił przestawić się na panujące tutaj warunki i nietolerancję względem jego narodowości. Nie wspominając o języku, który sprawiał mu duże problemy. Płakał, gdy czekały go dwu godzinne lekcję z języka polskiego, przez następne pięć dni. Jednak... Z czasem przyswoił sobie obyczaje, tradycje, język, nawet jedzenie. Wszystko. I teraz, w wieku dwudziestu ośmiu lat, ułożył sobie życie prywatne jak i zawodowe. Czy był zadowolony? Jak diabli.
- Kurczak - jedno, krótkie, niepozorne słowo, a przerwało falę przyjemnego zapomnienia. Samuel praktycznie rzucił się do piekarnika i otworzył na oścież, a przez uchylone drzwiczki buchnął przyjemny dla nosa zapach. Soo zaciągnął się nim, wzdychając błogo.
- Chcę najbardziej spieczoną część - zastrzegł, siadając przy stole. Kochanek pokręcił głową pobłażliwie i przy pomocy rękawic, wyciągnął blachę z kurczakiem. Zostawił do minimalnego ostygnięcia na blacie kuchennym, przełączając się do innej czynności. Zalał saszetki z herbatą wrzątkiem i odstawił czajnik na podest elektryczny. W momencie serwowania poszczególnych składników na stole, przy drzwiach rozbrzmiał irytująco donośny dzwonek.
- Szlag by to trafił - wybełkotał policjant z pełnymi ustami sałatki.
- Otworzę
- Kocham cię - powiedział rozczulony, posyłając mężczyźnie całuska w powietrzu. Wpakował do ust porcję pieczonej skórki, gdy w trakcie przeżuwania do kuchni wpadła Dominika z neseserem.
- Soo. Sprawa jaka nas czeka, jest... - nabrała powietrza do ust i skrzywia się brzydko. Samuel usiadł na wcześniejszym miejscu, przyglądając się dwójce partnerom.- ...Makabryczna - dokończyła, a Soo przełknął kęs i popił herbatą.
- A jest sprawa morderstwa, która nie jest makabryczna? Co tym razem? - zapytał, przejeżdżając językiem po dolnych zębach. Dominika otworzyła neseser, grzebiąc w nim przez minutę, aż w końcu wydobyła z jego zagraconego wnętrza plik zdjęć.
- Sam zobacz - rzuciła, nim wstała, podchodząc do lodówki. W czasie, gdy kobieta nalewała sobie do szklanki soku pomarańczowego, Soo przeglądał uważnie każde ze zdjęć. Krzywił się, prychał i odwracał wzrok w pewnych drastyczniejszych momentach. Samuel jedynie rzucił na jedno z nich, by z cichym "kurwa" odsunąć od siebie talerz z jedzeniem.
- Faktycznie... Ta sprawa różni się od pozostałych - stwierdził Koreańczyk, odwracając fotografie na białą część z wygrawerowanymi na szaro inicjałami fotografa.
- Różni? To jest straszne. Widziałeś kukłę? - zapytała, odstawiając szklankę z napojem. Chwyciła zdjęcia, pobieżnie je przerzucając jeszcze raz. Jedną z fotografii położyła na stole przed Soo, a resztę schowała do koperty i neseseru.
   Młody detektyw wziął ją w swoje szczupłe palce i przybliżył do twarzy, chcąc wychwycić jak najwięcej szczegółów. Przyglądał się martwym oczom marionetki, by następnie przelecieć wzrokiem po drewnianych kończynach. Na końcu tęczówki zatrzymały się na małej karteczce, którą kukiełka trzymała w drewnianej dłoni.
- Marionetka to ręczna robota, jednak muszę ją jeszcze obejrzeć na żywo. Mój dziadek był mistrzem w robieniu kukiełek z drewna. Mam nawet taką jedną w piwnicy. A co do karteczki... Trudno mi powiedzieć, co ta cyfra może oznaczać - powiedział, odkładając zdjęcie na blat stołu. Dominika przytaknęła i usiadła na krześle.
- Może te morderstwo jest powiązane z jakimiś innymi? Wzięłam na swoje barki, za punkt honoru, że dzisiaj wieczorem przejrzę zamknięte, ale nie rozwiązane morderstwa. Może przy którymś z ciał także znaleźli kartki z cyframi? Może te zabójstwo, jest powiązaniem do innych? Muszę to sprawdzić - wyjaśniła kobieta, a Soo zgodził się z nią bez mrugnięcia okiem. Istnieje możliwość, że mają do czynienia z seryjnym mordercą, który zabija co rok i zostawia po sobie kartkę z liczbą kolejnej ofiary.
- Tak. Jeszcze coś? Bo wiesz... Chciałbym dojeść obiad z moim chłopakiem - powiedział znacząco Koreańczyk, a Dominika jakby oprzytomniała, szybko wstała od stołu, uśmiechając się skrępowana.
- Jasne. To tyle. Jutro jedziemy do klubu w którym chłopak pracował. Smacznego i pa - pożegnała się z parą i zabierając jeszcze zdjęcie ze stołu, ruszyła do drzwi wyjściowych. Trzaśnięcie drewna o framugę rozeszło się po domu, by w kolejnej chwili Soo zjadał się kurczakiem z rożna. Samuel przyglądał mu się przenikliwie, samemu nie będąc w stanie już tknąć porcji.
- Jak ty możesz jeść, widząc wszystkie te... - skrzywił się paskudnie na wspomnienie rozprutego brzucha. Zbierało mu się na wymioty. Koreańczyk spojrzał na niego i uśmiechnął się dziwnie nonszalancko.
- Wiesz... Jak pracuję się w mojej branży i codziennie widuję się trupy w różnym stopniu rozkładu, bez głowy, rozprute, rozstrzelane czy Bóg jeden wie jakie jeszcze, to facet bez kończyn i flaków, nie robi takiego wrażenia. Serio - wyjaśnił spokojnie, przełykając mięso oderwane z udka kurczaka.
- Wierzę.
 
*~~*~~*
 
- Ta sprawa przechodzi ludzkie wyobrażenie - ciszę w pokoju przeciął głos Alana, który trzymając głowę na kolanach partnera, wpatrywał się tępo w sufit. Maksymilian zaprzestał na moment zabawy kosmykami włosów mężczyzny.
- Nie wiem co mam ci poradzić, Al. Nie jestem detektywem, ani w takim stopniu dobrze wykształcony jak ty, jednak... Wiem, że dasz radę. Złapiesz tego skurwiela - głęboki, niski głos, należący do Kowalskiego, rozbrzmiał niczym zbawienny dzban z wodą. Alan nie miał pojęcia co by zrobił bez tego narwanego fryzjera, wiecznie bujającego w obłokach i zawsze gotowego na odrobine szaleństwa. Detektyw spojrzał na swojego faceta, który uśmiechnął się do niego szeroko, ukazując swoje proste kiełki.
- Kocham cię, wiesz? - zapytał retorycznie, wyciągając dłoń do twarzy mężczyzny. Przejechał palcami po kilkudniowym zaroście kochanka, docierając do pełnych ust, które uwielbiał całować każdego dnia w każdej wolnej chwili. Kochał go całego od sześciu lat i nie ma w planach zmiany.
- A wiesz, że ja ciebie też? - zaśmiał się i nachylił do Alana, całując jego malinowe usteczka. Księżyc oświetlał dwie postacie złączone w miłosnym uniesieniu, a wraz z wybiciem na zegarze godziny dwudziestej trzeciej, szary mercedes przeciął przecznice ulicy Altanowej.
 
*~~*~~*
 
Witam. Pierwszy rozdział nowego opowiadania przybywa do was w wielkim stylu! Wiecie... Miesięczna przerwa, to jednak coś. Zaczynają się wakacje, a jak na razie nie mam nic zaplanowane, także... Rozdziały powinny pojawiać się częściej.
Podoba się wam rozdział? Piszcie w komentarzach. Naprawdę, zależy mi, byście wyrażali swoje opinie. Do napisania!
Pozdrawiam ~

4 komentarze:

  1. Heja!
    No fajnie, że coś się w końcu pojawiło! Szkoda, że nie jest to " Zaklęci w czasie", ale te opowiadanie też mnie wciągnie. To raczej pewne.
    Co do samego opowiadania. Kojarzy mi się ze "Śmiertelną ciszą", oglądałaś? Dużo cukru, lukru i słodkości... Ale... Fajnie się czyta jak każde inne opowiadania Twojej twórczości. Lubię czasem przeczytać coś z dreszczykiem
    Wiesz, że czekam na kolejny rozdział, nie?
    Pozdrowionka, i dużo veny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już chcę nexta! To jest świetne i sprawia że mam ciarki. Źle że jestem podniecona nextem? Nieee na pewno nie. Czekam na next! :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Pst, pst.
    Kiedy kolejny rozdział? <3

    OdpowiedzUsuń