wtorek, 12 lipca 2016

Zaklęci w czasie - 11 - Za braci!

 
 
Pusty wzrok, przypominający przyszyte oczy, pluszowego szczeniaka.
Twarz spowita mrokiem obojętnej maski bólu.
Usta drżące, brodzące krwią, wysuszone na wiór.
Niegdyś nieskalne piękno - teraz maskotka do wykorzystywania.
Czy tak powinien wyglądać szczęśliwy człowiek, ściśle powiązany z zasadą wierności?
Czy tak istota ludzka powinna krzywdzić drugą istotę tego samego gatunku?
Odpowiedź jest jedna, najbardziej trafna, najbardziej oczywista.
Jednakże...
Owczarkowi, który przez całe życie był bity, nie wpoisz na stare lata, że dotyk nie jest bolesny.
Zgwałconej kobiecie nie wmówisz, że mężczyzna nie jest obrzydliwy.
Niewidomemu nie wyjaśnisz, czym różni się kolor zielony od błękitu.
Gladiatorowi nie sprzeciwisz się słowem "nie", jeżeli twoje życie jest ci miłe.
- Czy moje życie jest miłe? - cichy szept wydobył się z gardła Andreja, a donośne poczucie beznadziejności przygniotło wątłe ramiona.- Czy to wszystko ma sens?
- Znów użalasz się nad sobą, niewolniku? - warknął Gajusz, wkraczając do sypialni pogrążonej w odmętach ciemności. Zmarszczył niezadowolony brwi i podszedł do potężnych okien, odsłaniając kotary blokujące dojście światła. Andrej od napływu promieni słonecznych skulił się na łożu, a jego sylwetka w oczach Cezara wydała się niemniej bardziej żałosna niż do tej pory.- Za sześć wschodów słońca umówiłem cię z kupcem, który dobrze płaci za dobrą zabawę. Zarobię na tobie siedem aureusów! Toż to majątek! A jak spiszesz się tak dobrze, jak mówiłem, to podwyższy stawkę na dziewięć! Wyśmienicie - uśmiechnął się podle, a Pejic słysząc jego słowa, spuścił wzrok.
Kim był w Rzymskim społeczeństwie?
Podrzędną dziwką.
Tyle było warte jego ciało - dziewięć złotych aureusów.
- Ale... - wykrztusił, zwracając na siebie uwagę Gajusza.- On... Nie będzie... Jak ty... Prawda? - spojrzał błagalnie na Juliusza, nie potrafiąc dobrać swoich obaw w zdania. Rzymianin wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, by po kilku sekundach podejść powoli do łoża. Kroki stawiał dostojnie, nie odrywając przenikliwego spojrzenia od blondyna. Odrywał stopy od podłoża synchronicznie, lekko, jakby siła grawitacji go nie dotknęła. Przysiadł na skraju posłania i uniósł dłoń, dotykając miękkich włosów Andreja.
- Czy cię zgwałci? Nie. Tylko ja mam prawo do bezgranicznego przyzwolenia robienia z twoim ciałem co tylko zapragnę. Ci, którzy będą korzystać z twoich usług, nie mają tego prawa. Jednak, gdy rozkażą ci obciągnąć, masz ich wysłuchać. Tyczy się to w obie strony. Gdy ciebie zacznie coś boleć, masz im to powiedzieć. Jeżeli cię skrzywdzą, zabiję ich. Jesteś mój, a mojej własności się nie gwałci. No... Chyba, że to ja - powiedział z chytrym uśmiechem i wstał z posłania. Pejic przełknął ślinę i przytaknął niemrawo. Czego mógł się spodziewać? Jest tylko fajną dupą, długimi nogami i ładną buźką. I tak ma wrażenie, jakby Gajusz się nad nim litował. I zapewne tak też było, bo innego sensownego wytłumaczenia na jego decyzję nie ma.
- Rozumiem.
- Za piętnaście minut przyjdzie do ciebie chłopak, który się tobą wczoraj zajmował
- Rozumiem.
 
"Nic nie rozumiesz, bo nie potrafisz"
 
*~~*~~*
 
Agron przedzierał się przez gąszcza krzewów, które w rozpaczliwym geście próbowały zatrzymać twarde ciało gladiatora. Oddech świszczał, przyprawiając o zawrót głowy. Oczy zasnute mgłą tragedii, ciał pobratymców, ciała... Tego jedynego, ukochanego.
NIE
Musi wierzyć, iż przeżyli rzeź, a zakrwawione miecze należały tylko i wyłącznie do gladiatorów. To oni posiadali decydujące ciosy. To oni... Oni, musieli wygrać.
W pewnej sekundzie ciernie raniące skórę twarzy oraz dłoni, zniknęły, a Agron znalazł się na plaży, pośród wszędobylskiego piasku i królestwa mew. Rozejrzał się wokół, chcąc dostrzec znajome sylwetki. Nadmorski chłód uderzył w mężczyznę, niczym błyskawica w słup elektryczny. Wziął głęboki wdech, chcąc zniwelować widoczne zdenerwowanie. Jest gladiatorem. Maszyną do zabijania. Nie może okazywać słabości, inaczej straci życie.
- Agron! - nagły krzyk spowodował u mężczyzny palpitację serca. Uspokoić? Nie potrafił. Najmniejszy zgrzyt suchej ziemi pod nogami wywoływał u niego bolesny skurcz żołądka. Odwrócił się w stronę biegnącej ku niemu kobiecie i kroczącego nad wyraz bardzo spokojnie młodzieńca.
- Frieda... Szukałem was - odparł spokojnie, a kobieta zmarszczyła brwi, poprawiając powiewająca na wietrze sukienkę.
- Nas? A co się stało? - zapytała, uważnie lustrując mimikę twarzy gladiatora swoimi ciemnymi tęczówkami. Zauważyła w nim wiele zmian od ich pierwszego dnia niechlubnego spotkania. Niekoniecznie te zmiany oznaczały coś dobrego.
- Wyruszamy do miasta. Musimy sprawdzić... Ilu przeżyło - wydukał w momencie, gdy Andrew stanął obok przyjaciółki. Rose zamrugała zdekoncentrowana parę razy, przyswajając sobie przekazane informację. Odchrząknęła i kiwnęła niemrawo głową. Agron widząc jej reakcje, złapał kobietę za ramie i zmusił do spoglądania na jego oblicze.- Nie interesuje cię, kto przeżył? - syknął, mocno zaciskając palce na delikatnej skórze Friedy. Ta pisnęła, a w oczach stanęły jej łzy. Andy widząc całą sytuacją, odepchnął gladiatora, przytulając roztrzęsioną Rose do swojej piersi.
- Dotknij ja jeszcze raz, a pożałujesz - warknął z wyczuwalnym gniewem, głaszcząc uspokajająco przyjaciółkę po plecach. Pociągnęła nosem i odwróciła się w ramionach Biersacka, chcąc widzieć Agrona.
- Nie jestem nieczułym człowiekiem. Mam uczucia, a moja reakcja ma swoje podłoże. Boje się, Agronie, rozumiesz? Boje się ujrzeć skapanych we krwi ludzi, którzy gdyby mieli trochę rozumu, żyliby w zgodzie. Tego cierpienia i bólu. Od razu wtedy przed oczami staje mi scena, gdy George upada na ziemie, a ja nic nie mogę zrobić. Nawet go uratować - szeptała, nie powstrzymując łez, swobodnie znaczących jej rumiane policzki.- Czuje bezsilność, a jednocześnie silne uczucie rozczarowania. Co, jak mogłam go uratować? Co, jak on mógł tutaj z nami być? Mój wewnętrzy glos krzyczy, że nic nie zrobiłam w kierunku Georga. ze mogłam, a nie pomogłam. To jest bolesne. I nigdy nie da mi spokoju - wykrztusiła, nim drobnym ciałem wstrząsnął potężny szloch. Przebił się przez krzyk mew, odbił od skał i zniknął w odmętach spienionej wody.
Zniknął dokładnie tak samo zaskakująco, jak George Boleyn i boleśnie, niczym Andrej Pejic.
 
"Bolesna świadomość, gdy sięgasz, a nie dostajesz"
 
*~~*~~*
 
- Andrej, jak się czujesz?
Jak szmaciana lalka
Jak pusty dzban
Jak pająk bez odnóży
Jak porzucona zabawka
Jak opuszczony dom
- Źle, Georg. Jak ty byś się czuł na moim miejscu? - zapytał, a szept został porwany przez niewidzialną dłoń i zniknął w czeluściach ciemnych ścian.
Brak odpowiedzi.
- Przepraszam. Pomogę ci się umyć, dobrze? - zapytał drugi młodzieniec, a Andrej przytaknął słabo. Pragnął zmyć z siebie dłonie Rzymianina, które wciąż parzyły jego skórę. Podniósł się z łoża przy pomocy Georga. Zioła i maść, nałożona wczorajszego dnia, zniwelowały nieprzyjemne tarcie oraz w niewielkim stopniu ból. Westchnął z ulgi, gdy po dłuższym marszu, mógł oprzeć się o futrynę drzwi, prowadzących do łaźni. W środku pomieszczenia czekała na niego duża, drewniana balia, wypełniona parującą wodą. Uśmiechnął się delikatnie, czując przypływ nowej siły. Niewidzialny podmuch popchnął go w kierunku gorącej cieszy. Przy dużej pomocy Georga wszedł do misy. Nie posiadał na sobie ubrań, jednak kupka nowych szat leżała niedaleko bali.- Gajusz rozkazał cię w nie odziać - odparł, delikatnie obmywając ciało Andreja.
- Dziękuje za wszystko, George. Wiem, że musisz to robić z rozkazu Gajusza - szepnął Pejic, wbijając zmącony wzrok w buty Boleyna.
- Wiesz, że i tak bym ci pomógł bez tego głupiego rozkazu. Kocham cię jak przyjaciela, Andrej. Chciałbym, alby te tortury, jakich doświadczasz, zniknęły. Znów chce znaleźć się w brudnym San Francisco, pełnym meneli i przydrożnych prostytutek. Wiesz... Oddałbym wiele, by móc ujrzeć rodziców - drugi szept rozniósł się po łaźni, wnikając w każda komórkę ciała. Pragnienie poczucia, ze znów jest się człowiekiem. Z własnym ciałem, z własną duszą. Bez krzywd.
- Wiem.
 
"Pragnienia możliwe, a nieosiągalne"
 
*~~*~~*
 
Mury Envelli prezentowały się iście makabrycznie.
Cegły walające się po podłożu, umorusane ludzką krwią. Ludzkim cierpieniem.
Szaty, miecze oraz spalone, niezidentyfikowane rzeczy, wrzynały się w podświadomość.
Mijając szczątki bramy, uderzył w nowo przybyłych, intensywny smród czerwonej cieczy.
Frieda cudem powstrzymywała odruch wymiotny, widząc walające się po ziemi kończyny wraz z wnętrznościami. Skrupulatnie zasłaniała twarz i usta brudna bluzka, nie chcąc oddychać zatrutym powietrzem.
Mijali kolejne szkielety zniszczonych budowli, a im wyżej wspinali się po schodach, tym gorszy widok widzieli. Posoczę na ścianach i więcej zmasakrowanych ciał. W większości należących do Rzymian, co wzbudzało poczucie nadziei. Przecięli długi tunel, przeskoczyli opadniętą kopułę i dotarli do rozległego placu. Agron sapnął z wrażenia, a Saxa trzymająca roztrzęsioną Jenny w ramionach, bardziej przylgnęła do nastolatki, która nie stawiała oporu. Frieda odwróciła głowę w stronę Andrewa, jednak mężczyzna także nie potrafił pojąć tego, co widzi.
Plac był zapełniony gladiatorami. Żywymi niewolnikami, którzy oniemieli lustrowali sylwetki piątki przybyłych. Było ich wielu, co niezmiernie cieszyło serca ludzi, którzy wiele stracili. Którzy sadzili, że wiele stracili.
Wśród tłumu rozległy się głosy, a im oczom ukazał się Spartakus u boku szczerzącego się Gannicusa, patrzącego z podziwem Crixsusa oraz Naevi, która podbiegła do Saxy, by ja uściskać.
- Żyjecie. Już przyprawiliście nas o bolesną żałobę - przemówił Spartakus, a Agron uśmiechnął się delikatnie, jednakże jego wzrok uciekał w stronę ocalałych. Pragnął ujrzeć znajomą postać.
- Nasir żyje. Powiedział, że potrzebuje czasu, by oswoić się z twoją śmiercią. Wypłakał wiele łez, jednakowoż widzę, iż... Niepotrzebnie - wyjaśnił Gannicus, podchodząc do Agrona i poklepał go po ramieniu.- Dobrze, że jesteś, bracie
- Gdzie on teraz jest? - szepnął mężczyzna, czując przepełniającą jego ciało euforie. Jego skarb żyję. Jego ukochany oddycha. I nim któryś z mężczyzn przemówił, zza sklepienia łuku, wyłoniła się zmarniała sylwetka Nasira. Oczy wskazywały na nieprzespaną noc w samotności i żalu. Jednak, gdy te uniosły wzrok na Agrona, rozszerzyły się w szoku, a usta rozciągnęły w szerokim uśmiechu. Pełnym tęsknoty i ulgi.
- Nasir - szepnął mężczyzna, a niskie ciało kochanka wpadło w jego ciepłe ramiona, otulając niczym mury. Jednak te obiecywały ochronę do końca. Obiecywały wytrwać i nie podzielić losu Envelli.
- Agron - cichy szloch wydobył się z krtani długowłosego, rozpaczliwie łaknącego ciepła starszego gladiatora. Andrew obserwujący wzruszający spektakl złączenia, uśmiechnął się szczerze, od czasu ucieczki z miasta. Frieda zaś przyozdobiła twarzyczkę szerokim uśmiechem, świadczącym o radości. Radości, która czerpała widząc szczęście innych. Przywołała do siebie Jenny, jednak ta zaprzeczyła ruchem głowy, przytulając się do ciała Saxy.
- Skoro już wszyscy się zeszliśmy, mogę ogłosić werdykt. Musimy pomścić naszych braci. Rzymianie muszą posmakować własnej krwi, która naznaczy nasze miecze! Poczuć, kto jest potęgą! Zniszczyć mocarstwo i cesarza! Uratować jeńców! A co najważniejsze... Walczyć o honor i wolność! ZA BRACI! - krzyk Spartakusa i jego słowa, wywołały dziki huk poparcia ze strony ocalałych.
Teraz zacznie się wojna.
Wojna, która wszystko rozstrzygnie.
A Rzymianie poczują gniew miecza zwycięzców.
 
"Uwierzcie, a wygracie"
 
C.D.N
 
*~~*~~*
 
Wybaczcie, ze tyle czekaliście na rozdział. Laptop powiedział mi "papa" i odszedł w siną dal, do nieba elektroniki. Kolejny w tym roku. Załamać się idzie. Cóż... Musze napisać do przodu rozdziały, póki siostra pozwoliła mi ze swojego sprzętu korzystać. Mam jeszcze jedną informacje. Pierwszego sierpnia wyjeżdżam na wakacje do Jeleniej Góry. Nie będzie mnie cały tydzień, więc nie będę mogła nic pisać. Także w sierpniu... No, musicie wytrwać. Wybaczcie.
Pozdrawiam was cieplutko ~

4 komentarze:

  1. Aaa! nareszcie!
    Uwielbiam to opowiadanko <3
    Nie wiem czy cieszyć się z tego, że Gajusz "oddaje" mojego Andreja komuś innemu czy wręcz przeciwnie! Agron i Nasir! Lovciam ich. Tylko szkda, że Agron nie pomyślał choć przez chwilę o Andreju. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieje, że zaatakują Rzymian nim Andrej trafi gdzie indziej!
    Dużo veny!

    OdpowiedzUsuń
  2. no tak laptopy to wredne bestie:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedawno trafiłam na twojego bloga i to opowiadanie. Jest świetne. Zachowane w klimatach, które lubię. Pozostaje mi czekać na to jak sytuacja dalej się rozwinie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wchodzę praktycznie codziennie by sprawdzić czy jest nowy rozdział. Czekam i mam nadzieję, że nie porzuciłaś opowiadania.

    OdpowiedzUsuń