wtorek, 4 października 2016

Zaklęci w czasie - 12 - Ulotność chwili



- Sylwetka spięta, mięśnie pracują, miecz trzymany pod odpowiednim kątem. Pamiętaj, to tamci mają zginąć, nie ty, Andrew. Atakuj. Walcz, jak na mężczyznę przystało! Walcz o odebranego ukochanego, za przyjaciół, za życie! Ostatniego daru nigdy nie odzyskasz, jeżeli należycie nie postarasz się go ochronić, a pierwszego nie odzyskać, nie umiejąc zadbać o siebie samego.

Słońce zachodziło i wschodziło.
Zwierzęta otwierały oczy i zasypiały.
Rośliny kwitły i więdły.
Schemat, który uzupełniał życie na ziemi, podając nam na tacy zasady gry.
Trzeba walczyć, by uzyskać cenne dary.

- Gratulacje, Friedo! Utrzymaj gardę, stań do walki, pokaż, że kobiety to wspaniałe wojowniczki. Udowodnij innym swoją potęgę! Udowodnij, że mylą się za każdym razem, gdy wyzywają cię od słabych. Jak upadniesz - wstań. Gdy boli - zaciśnij zęby. Jesteś wojowniczką, która za wszelką cenę chce ratować przyjaciół. Udowodnij to i zmierz się ze mną, Friedo.

Każdy dzień, zostawał zaplanowany na ostatni guzik.
Treningi, krótkie odpoczynki i znów treningi.
Musieli stać się najlepsi, by pokonać wroga.
Nauczyć na nowo ufać i przezwyciężyć lęk.
Na nowo zrozumieć, że walczą za siebie i bliskich.

- Nie płacz, Jenny. Uśmiechnij się jak zawsze - szepnęła Saxa, chwytając w palce kosmyk blond włosów. Ucałowała dziewczynę w skroń, drugą dłonią błądząc po szczupłym udzie Parker. Oddech palił Amerykankę w płucach, łaskocząc w gardle. Spojrzała na kobietę i... Posłała jej słaby uśmiech. Ściółka, na której raczyła usadzić swoje cztery litery, okazała się niebywale niewygodna, jednak nie kwestionowała. W końcu, sama zaszyła się na wzgórzu, niedaleko Envelli. Na tą samą górkę z której ujrzeli po raz pierwszy mury miasta. Tam, gdzie jeszcze nie wiedzieli, jaki los ich czeka.
- Saxa... - wychrypiała niewyraźnie, przejeżdżając palcami po policzku starszej kobiety. Przełknęła ślinę i przytuliła się do ciepłego ciała, wdychając zapach powietrza i popiołu. Chwila załamania. Chwila, która przejdzie i pozostanie między nimi.
- Odbijemy twoich przyjaciół. Przyrzekam, nawet, jakbym miała zginąć - wyszeptała, unosząc głowę blondynki na wysokość swoich oczu.- Rozumiesz? Przyrzekam - odrzekła, a pocałunek, jaki złożyła na czerwonych ustach Jenny, zapieczętował wypowiedzianą obietnicę.

Nawet nie zdajecie sobie sprawy 
kiedy Kostian z Trumianem rozpoczną swój marsz

*~~*~~*

Spoglądał na swoją sylwetkę w lustrze, rozczesując długie pasma blond włosów. Szczotka łagodnie sunęła wzdłuż kolejnych kosmyków, które bezwładnie opadały na nagie obojczyki. Lustrując swoje nagie ciało, nie mógł uwierzyć w zadziwiającą siłę starożytnych medykamentów. Po gwałcie nie zostały niemalże żadne oznaki. Ciało w niektórych miejscach pokrywały delikatne siniaki, jednak nie odzwierciedlały one haniebnego czynu. Najbardziej ucierpiała duma i psychika młodzieńca.

Dała się pochłonąć.
Zaplątała się w gąszczu bolesnych wspomnień.
Nie potrafiła uwolnić skrzydeł.
Tonęła w lodowatym mroku.
Ugrzęzła.
Umarła. 

Odłożył szczotkę na drewnianą szafeczkę, sięgając po szatę okrywającą ciało. Przypominała kobiecą suknie, ze złotymi wstęgami i srebrnymi klamrami.
- Śliczna - szepnął, przejeżdżając dłonią po delikatnym, jedwabnym materiale. Fiolet odzienia komponował się z siniakiem na udzie, który jako jeden z nielicznych, był jeszcze ukazany w świetle dnia. Wypuścił cicho powietrze z ust, zaczynając zakładać szatę, sięgającą do kolan. Ramiączka uszyte zostały z bursztynowej nici, zaś pas Andreja oplatał pozłacany sznureczek. Dodawał subtelności i zwiewności dolnej części sukni, niebywale aksamitnej w dotyku. Uniósł ponownie wzrok na swoje odbicie.

Piękny z zewnątrz, zepsuty w środku.
Dusza przegnita, sączącą raną boleści.
Udajesz, że wszystko gra.
Wymyślasz, przesiąkasz kłamstwem.
Ukazujesz to, co chcą widzieć.
Pozory, które stają się prawdą.
Ból, który staje się rzeczywisty.
Z tyły tylko śmiech.

- Naprawdę wyglądam jak kobieta - kolejny szept odbił się od ścian komnaty, uciekając z niej wraz z otwarciem drzwi pokoju. Ciężkie kroki. Zimne palce. Wzdrygnięcie.
- Wyglądasz olśniewająco. Gdyby nie fakt, że lada moment widzisz się z klientem, wziąłbym cię w posiadanie - słowa obrzydliwe, napawające Andreja niechęcią do życia. Nigdy nie sądził, że stanie się dziwką, uratuje go przed ponownym załamaniem. Przed ponownym podnoszeniem się z gruzów. Z odgonieniem cieniu śmierci, której wizja już parokrotnie stawała mu przed oczami.

Jesteś jak laleczka.
Porcelana jest krucha.
Lód podatny na gorąco.
Dziecko przekupne.
A ty?
Nietrwały.
Przemijający.
Przejściowy.

- Stosuj się do zaleceń. Spróbuj coś spartolić... - zamruczał ostrzegawczo, przejeżdżając czubkiem nosa po szyi Andreja. Uśmieszek mógł zmylić. Namieszać w głowię, pod której kopułą tkwił mętlik. Prawda jednak jest taka, że Gajusz był nieobliczalny. Pod każdym tego słowa znaczeniem. Nie posiadał sumienia. Nie potrafił kochać, współczuć, czy nawet okazać człowieczeństwo. Pejic nie łudził się nawet o ulgowe traktowanie. Rzymianie, to zwierzęta. Bez krzty zahamowania i pozytywnych osobowości. Lwa nie nauczysz posłuszeństwa, jeżeli całe pokolenia żył na wolności i polował. I tak cię zgryzie.

Naucz się dostosowywać.
Przyjmij klęskę.
Poczuj ducha przegranej.
Nie masz szans.
Ty to wiesz.
Teraz to musisz zacząć praktykować.

- Służka przyjdzie za kilka chwil, zaprowadzić cię przed oblicze kupca - przekazał Cezar, odwracając się do Andreja tyłem. Umięśnione plecy z licznymi bliznami, zostały oświetlone przez wpadające oknem promienie słoneczne. Rzymianin ruszył ku masywnym drzwiom, po chwili zostawiając młodzieńca samemu sobie.
- Koniec - szepnął, dotykając tafli szkła opuszkami palców.- Jesteś tak kruche... A jednocześnie wytrzymałe - przymknął powieki, wsłuchując się w ciszę. Bicie serca, chrapliwy oddech, skurcz żołądka.- Szkoda, że nie potrafię taki być. Naucz mnie tej sztuki.
Brak odpowiedzi.
Stukot.
Przerwanie ciszy.
Otwarcie drzwi.
- Andreju, proszę za mną.

Tańczysz wciąż na szkle
Tak piekielnie cienkim.
Nie rozumiem cię
Jestem za maleńki.


*~~*~~*

- Gdzie byłyście? - podbiegł do nich Andrew, dzierżąc pewnie w dłoni żelazny miecz. Aż nie do pomyślenia, że zaledwie tydzień temu prawie zrezygnował z ratowania Georga i Andreja. Wystarczył jednakże moment, by za te słowa katował się dniami i nocami na trenowaniu. Nie przegrają. Uratują przyjaciół, a Andy odzyska swojego ukochanego.
- Na wzgórzu - odparła Jenny, zaciskając palce na dłoni Saxy. Towarzyszyła jej w tej chwili dziwna ekscytacja i nieodparta równowaga ducha. Czuła, że jest to właściwe. Na swoim miejscu. Jakby nie dzieliło ich 2088 lat. Jakby od zawsze się znały. Skrzyżowały swoje duszę, Połączyły spragnione ciepła serca. 
Andy spuścił wzrok na splecone dłonie i... Uśmiechnął się delikatnie. Nie zwracał uwagi na głosik w głowię, który niemalże nakazywał mu porozmawiać z Jenny. Nie interweniował, nawet, gdy wiedział, że miłość jaką siebie obdarzą... Nie ma prawa bytu. Będzie ulotna. Szybka. Przeszłość i przyszłość nigdy nie będą stanowiły jedności.
- Pokonałaś już strach? Dasz radę walczyć? Bo jeżeli nie, to... 
- Dam radę. Nie poddam się. Zrobię to dla Georga i Andreja - powiedziała, odwracając wzrok na oblicze Saxy. Ta nachyliła się jedynie i złożyła na spragnionych wargach najczulszy pocałunek. Muśnięcie motyla, dotknięcie płatka kwiatu. Obiecujący tak wiele, a jednocześnie już teraz spełniający najskrytsze marzenia.
- Dasz radę. Wierzę w ciebie
Tyle jej trzeba było motywacji.

Ten jeden krok...
Droga w dół...
Widzę mrok,..
To płonie nowy ląd...
Tylko wiatr - posłaniec końca...
Przeraża...

*~~*~~*

Grzechem jest czuć rozkosz z poddania? Przyjemność, gdy masz świadomość, że robisz to z przymusu? Że oddajesz ciało obcemu mężczyźnie, tylko po to, by twoje ciało nie cierpiało? By uchronić psychikę od katuszy i tortur?

Czekając na ląd do nieba...
Zbierając okruchy chleba...
Stoisz bezradnie patrząc w mur...
Za którym nic już nie ma...

Nie potrafił się powstrzymać. Rozkosz rozchodziła się po delikatnym ciele falami, by wybuchać w momencie krzyku. Pchnięcia kupca powodowały drżenie jego ud. Czuł się tak, jak zawsze podczas seksu z mężczyzną. Nie istniała bolesna brutalność. Nie istniała krew. Brak łez. Wyschnięty potok przekleństw. Teraz objawiała się ekstaza. 
Wybuchały fajerwerki. 
Ziemia drżała.
A może...
Może to on krzyczał?
To on drżał? 

A kiedy wylecisz z nieba...
Stacja końcowa - ziemia...
Twardych kamieni głośny...

Nie kontrolował reakcji ciała. Paznokcie samoczynnie pozostawały czerwone smugi na plecach kupca. Uda samoczynnie oplatały pas mężczyzny. Pchnięcia idealnie wymierzone. Każdy cal dokładnie opracowany.

...Krzyk...

- Jeszcze, jeszcze...
Amok w jaki popadł nie wypuszczał z sideł racjonalnego myślenia. Odzywała się żądza, która kierowała ciałami. Zero rozczarowania. Czysta mieszanina raju.

...Który trwa...

- Jesteś piękny...
Stęknięcie, żywszy rytm bioder. Ambrozja ogarniająca ciało Andreja. Rozkosz, której nie da się opisać zwykłymi słowami. Czy połączenie dwóch obcych dusz, nie dzielących się uczuciem, może być tak cudowne? Tak niebiańskie? 

...Dzieli cię...

- Tak!
Pejic nie mogąc już znieść przyjemności, rzucał niekontrolowanie głowa po poduszce. Upojenie drugim człowiekiem potrafi być nieobliczalne. Przeniósł dłonie na metalową poręcz łóżka, a palcami oplótł twardy surowiec. 

...Od dna...

- Pieprz mnie mocniej! 
Niepohamowanie w pragnieniu. Penis kupca nie dawał za wygraną. Rozpalone ciało Andreja nakręcało nawet nieświadomie. Spełnił prośbę. Jak każdą kolejną. Pot spływał po napiętych ciałach, jeszcze niezaspokojonych. Zwierzęca żądza nie ustała.

...Przegrałeś... Strach... Stary druh...

-  Nie wytrzymam!
Płaczliwy głos, przesiąknięty pięknym słowiczym głosem. Mieszanka błogości, która szukała ujścia.
- Piękny...
Kolejny komplement.
Kolejne mocne pchnięcie.
Splot magicznych nerwów.
Wygięcie pleców.
Dwa głosy, komponujące się w jedność - KRZYK
Sperma ochlapująca zmęczone ciała.
Żądza opadła.

Rozerwie ci świat! Rozerwie ci duszę!

C.D.N

*~~*~~*

Tak, przybyłam z nowym rozdziałem Zaklętych. Ostatni komentarz Japonii jakoś bardziej mnie zmotywował. Nie, nie porzuciłam opowiadania i nie porzucę. Skończę moją perełkę, nawet jakbym miała totalną zaćmę w głowię. Ogólnie przeczytałam dzisiaj jeszcze raz wszystkie komentarze i... No, musiałam to napisać. Inaczej sama sobie bym nie wybaczyła. Mam nadzieję, że rozdział mi wyszedł.
Pozdrawiam ~  

1 komentarz:

  1. Hej... znalazłam chwilkę i nadrabiam małymi kroczkami zaległości...
    Miło w końcu przeczytać, że Andrej zamiast gwałtu przeżył coś innego, lepszego... Szkoda tylko, że będzie trafiał z rąk do rąk... :( O, Matyldo! Jak dużo musi przejść jeszcze cierpienia nim go od niego uwolnisz?
    A co mnie zdziwiło... To Jenny i Saxa! O boniu! Nie przewidziałabym tego nawet z zaczarowaną kulą!
    Dużo veny i pozrowionka!

    OdpowiedzUsuń