niedziela, 28 sierpnia 2016

Danse Macabre - 3 - Krwawe ślady


- Oddałem kartkę do daktyloskopii, ale wątpię, by coś znaleźli - pokręcił głową Jaworski, wpatrując się z jawnym skupieniem w czarny długopis, leżący na dzienniku. Palcami na blacie biurka wygrywał tylko sobie znany, jednostajny rytm, przy którym lewa stopa tupała o drewniane panele. Westchnął, spojrzenie przenosząc na lampy świecące nad wyraz bardzo jaskrawię. Nie przeszkadzały mu migoczące plamki, ani tym bardziej zachodzące łzami oczy, które już w dzieciństwie okazały się być wrażliwe na światło sztuczne. Wypuścił zalegające w płucach powietrze i przetarł kąciki oczu palcami, tym samym zaprzestając katowania tęczówek.
- A może to jakiś dzieciak zrobił kawał? Wiesz, mimo wszystko, dzisiejsza młodzież jest bardzo rozwydrzona - odparła Dominika, a przez myśl jej przeleciało, że teoria, jaką przed momentem wygłosiła, może być faktycznie prawidłowa. Jaki cel miałby morderca w podrzuceniu tak błahej rzeczy i to jeszcze do detektywa, prowadzącego sprawę? 
- Wątpię. O sprawie wiemy dopiero od dwóch dni, a dziennikarze nie wiedzą nic o morderstwie. Żadnych szczegółów. Więc skąd jakiś dzieciak, miałby robić sobie kawał, nie znając nic? To nielogiczne, Dominiko. Dziewiątka jest przed dziesiątką. Do tego taka sama karteczka była na miejscu zbrodni, tylko z inną liczbą. Tylko jaki w tym sens? - parsknął Jaworski w chwili, gdy z krzesła wstał zamyślony Soo. Podszedł do dużego okna z widokiem na skrzyżowanie, bacznie obserwując przejeżdżające samochody.
- Może morderca chcę nas powiadomić, że... Obserwuje każdy nasz ruch? - podsunął Koreańczyk i złapał za biały sznureczek, wiszący swobodnie przed ścianą, zaraz obok okna. Pociągnął go w dół, a brązowe żaluzje zasunęły się z cichym trzaskiem.- Wzbudzić strach, byśmy skupiali się bardziej na małych rzeczach, tym samym oddalając się od najistotniejszych szczegółów w sprawie? Rozkojarzyć nas i dać sobie czas do działania? - Kim stanął tyłem do zasłoniętego szkła, spoglądając na Dominikę i Alana.  Jaworskiego wprowadził w chwilową zadumę, a kobiecie zniszczył wizje niewychowanego chłopaka, który udaje zabójce. Zresztą... Ten "idealny" plan został już zgnieciony przez wcześniejsze słowa szefa.
- Wiesz... To co mówisz, jest wielce prawdopodobne. Ale nie możemy zakładać od razu, że tak właśnie jest. Eh, ja już sam nie wiem, co myśleć. Dzisiaj jedziecie do tego adoratora? - zapytał policjant, skrupulatnie zmieniając temat rozmowy. 
- Tak. Zadzwoniłam do niego, a ten zgodził się na rozmowę. Jedziemy z Soo o piętnastej do jego domu, bo wcześniej chłopak nie może. Studiuje. Pamiętasz, mówiłam ci, że Piotr był cichym i skrytym chłopakiem. Sądzę wiec, że to tamten student wszystko rozpoczął. Jedna z jego bliskich przyjaciółek, Laura Burek, nie odpowiedziała na nasze zgłoszenie. Mamy na szczęście jej adres, więc wstąpimy tam na moment. Może akurat ją zastaniemy - wyjaśniła Włodarczyk, a jej partner w fachu, przytaknął. 
- Było by dobrze załatwić dwie sprawy w ciągu dnia. Ta Laura może znać jakieś konkretne tajemnice Piotra, Wiesz od ilu się znają? 
- Tak gdzieś od dziesięciu lat, jeżeli współpracownica Piotra, Karolina, nie kłamała. A to mało prawdopodobne - powiadomiła kobieta, poprawiając skórzaną spódnice, sięgającą przed kolano. Biała koszula, rozpięta pod szyją na jeden guzik, została wetknięta pod materiał dolnego odzienia, a wysokie, czarne szpilki, dopełniały wrażenie srogiej kobiety. Ale... Czyż taka nie była detektyw Włodarczyk?
- Faktycznie. Dobrze, w takim razie. Mam nadzieję, że czegoś więcej się dowiecie, bo ta sprawa zaczyna być nieustająco irytująca. Ja przejadę się jeszcze na uczelnie Piotra. Może nauczyciele w dniu śmierci chłopaka, widzieli, jak z kimś się kłócił.
- Morderstwo wygląda na zaplanowane. Wszystkie dowody skrzętnie usunięte, tak, jakby to duch był winny zbrodni.
- Albo psychopata, idealnie odgrywający rolę zabójcy. W końcu, mówi się, że to ci z zaburzeniami psychicznymi, są doskonali w dziedzinie, jaką obrali. A nasz lubuje się w rozprutym brzuchu i oczach.

*~~*~~*

Dzwonek zadudnił, rozniósł się po mieszkaniu i ucichł w odbiciu ścian. Nie doszedł do nich dźwięk stukotu butów, czy skrzypienia otwieranych drzwi. Po krótkim, aczkolwiek irytującym "din-don", zaległa cisza, którą nie sposób było przeoczyć.
- Nie ma jej - stwierdził oczywistość Soo, patrząc w okna małego, jednorodzinnego domku na przedmieściach Krakowa. Szyby zakryte zostały zasłonami, ze wzorem wiosennych, kolorowych maków. Utrudniały widoczność wnętrza budynku, więc Koreańczyk nie mógł nic wywnioskować. Jednakże widząc w jak schludnym porządku zachowane zostało podwórko przed domem, wywnioskował, że pani Burek należy do tych uporządkowanych kobiet. 
   Dominika westchnęła cierpko i spojrzała na mały zegarek, okalający jej szczupły nadgarstek. Drobny wynalazek, a jak bardzo ułatwia życie. Zwłaszcza, że w sytuacjach kryzysowych, nie zawsze ma się przy sobie telefon. 
- Jest już czternasta dwadzieścia, a Laura nie odezwała się do nas od wczorajszego dnia, czyli od dwunastej. Co robiła przez całą dobę? - mruknęła Dominika, chcąc iść na tył domu i tam dokładniej się rozejrzeć. Może akurat trafi na rzecz, która zdradzi niedawną wizytę Laury w swoim domu. Jednak w realizacje tego planu, wtrącił się podstarzały mężczyzna, wyglądający zza średniego wzrostu ogrodzenie, urządzonego z desek drzewa brzozy.
- Kim jesteście? - dopytał, marszcząc swoje krzaczaste, bujne brwi. Dobrze widoczne zmarszczki na czole, kącikach oczu i ust oraz oklapłe policzki, informowały o wieku sąsiada przyjaciółki Piotra Skałki. Na oko, mógł mieć najmniej sześćdziesiąt pięć lat. Dominika razem z Kim, wyjęła swoje identyfikatory, pokazując odznaki starszemu mieszkańcowi miasta.
- Jestem detektyw Dominika, a to mój partner, detektyw Soo. Chcemy skontaktować się z panią Laurą, od wczoraj nie odezwała się na nasze zgłoszenie. Wie pan może, gdzie aktualnie przebywa? - zadała pytanie Włodarczyk, rozglądając się po okolicy. Kilka śmieci, walających się przy krawężniku chodnika po drugiej stronie ulicy, kubły do segregacji oraz parę drzew na krzyż. Z pewnością dzielnica mało urodziwa, ale najwidoczniej nie taka zła, skoro każdy skrawek ziemi został w jakiś sposób przerobiony na korzyść tutejszych zamieszkujących domy.
- Laura pojechała z przyjaciółmi na jakiś obóz do Jeleniej Góry. I zostawiła mi swojego psa, który swoją drogą strasznie paskudzi. Ostatnio chyba dostał nawet sraczki, bo moje biedne róże zwiędły, gdy zrobił sobie z nich kuwetę! - zarzęził staruszek, przybierając niezadowolony wyraz twarzy. Kąciki ust Hyuna drżały niekontrolowanie, jednak zdołał opanować nagły napad śmiechu, poprzez uczoną przez lata maski, przesączonej powagą. Dominika odchrząknęła i przytaknęła ze zrozumieniem, by wesprzeć starszego mężczyznę w tej bolesne sprawie.
- Bardzo mi przykro z powodu pańskich róż, ale mógłby mi pan powiedzieć, kiedy dokładnie Laura wróci do domu? - staruszek wytężył wzrok, jakby nie potrafił dostrzec detektyw Włodarczyk i koniecznie musiał skupić się na jednej postaci. Kobieta miała zamiar dopytać, czy aby na pewno wszystko w porządku, ale wtedy mężczyzna wyprostował się i spojrzał na Koreańczyka.
- Do końca tygodnia, bodajże. Ale licho jedne wie, co ta dziewucha planuje! Niezłe z niej ziółko! Muzyka do późna, ciągłe schadzki przyjaciół, a chłopa jak nie ma, tak nie ma! - mamrotał pod nosem staruszek, wycofując się w głąb swojej posesji.
- Dziękujemy za pomoc! - krzyknęła jeszcze Dominika, nim tamten nie zniknął całkowicie w swoim małym domku. Odetchnęła z ulgą i odwróciła się w stronę partnera, który aktualnie kucał, zasłaniając twarz dłońmi.- Co ci jest, Soo?
- Osrał mu kwiatki - zza palców Hyuna, dotarł do kobiety przytłumiony śmiech mężczyzny. Pokręciła głową, definitywnie zrezygnowana dzisiejszego dnia. 
- Jesteś niemożliwy.
*~~*~~*

- Nie popieprzyły ci się adresy? - dopytał Soo, powątpiewając w to, co rozpościerało się przed jego oczyma. Nikodem Jastrzębski, to student na wydziale psychologi. Ojciec chłopaka zmarł, gdy ten miał zaledwie dziesięć lat, a matka pracowała jako pielęgniarka w szpitalu Św. Rafała. Jakim więc cudem, dorobili się ogromnej willi z basenem i pięknym ogrodem?
- Nie. Widzisz? Krowoderska pięćdziesiąt cztery. Niczego nie pomyliłam, więc nie wmówisz mi, że jest inaczej - zastrzegła Dominika, machając palcem wskazującym przed nosem Koreańczyka, mając zaciętą minę. Nie da się znów zrobić w głupka! To, że jest kobietą, nie oznacza, że nie zna się na rzeczy. Dobra, pierwszy raz zagłębiła się w tak bogatą okolicę, ale numer domu i nazwa ulicy piszę niemalże tak wyraźnie, jak świecące w tym momencie słońce na niebie.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Może źle adres przepisałaś? - dopytał, a jego argumentacja znalazła się z naganą, przez co wynikła z ich sprzeczki ostra wymiana zdań. Przez całe zamieszanie panujące w samochodzie, nie dostrzegli wyłaniającej się wnętrza domu sylwetki mężczyzny, ubranego w gustowny garnitur. Podszedł do ich samochodu i zapukał w szybę od strony pasażera, ostatecznie uciszając kłócących się policjantów. Kim zlustrował nieznajomego, na oko pięćdziesięciolatka. Uśmiechnął się z triumfem do detektyw Włodarczyk, dając jej tym samym do zrozumienia, że to on miał rację. Opuścił szybę w dół, dając przemówić starszemu mężczyźnie.
- Detektyw Kim i Włodarczyk? - zapytał, a partnerzy pokiwali zgodnie głowami.- Pan Jastrzębski państwa oczekuje - odparł i oddalił się od samochodu, stając niedaleko pojazdu. Dominika spojrzała na Koreańczyka wymownie.
- A nie mówiłam - prychnęła i wysiadła z Chevroleta. Hyun przewrócił oczyma i także wysiadł z samochodu, by po chwili usłyszeć charakterystyczne piknięcie zamykanych drzwi.
- Kim pan jest, jeśli można dopytać? - zadał pytanie Soo, przez co po raz kolejny tego dnia, Dominika posłała mu pobłażliwe spojrzenie, mówiące "Jesteś policjantem, ty masz prawo żądać, najwyżej". I może jego prawa, faktycznie, były wyższe, ze względu na zawód jaki wykonuje, ale nigdy nie potrafił przestawić się na taki obrót spraw. Dominika swoje przywileje okazywała w każdej sytuacji, jednak on... No, nie był surowym typem człowieka. Podchodził do ludzi z uśmiechem i szczerością, dzięki czemu życzliwość otoczenia otrzymywał ze zdwojoną siłą. Nabywał dużo kontaktów, dzięki czemu posiadał również kilku informatorów, jak i zaufanych osób. Bycie bezwzględnym nie zawsze kończyło się pomyślnością.
- Pracuje dla pana Andrzeja Sapkowskiego, narzeczonego pani Małgorzaty Jastrzębskiej i przyszłego pasierba mojego szefa, Nikodema Jastrzębskiego - wyjaśnił kulturalnie i poprowadził dwójkę policjantów do willi, jak się okazuję, jakiegoś bogatego biznesmena. Zaraz po przekroczeniu progu domu, w oczy rzucił im się widoczny, jednakże nie negatywny przepych. Dużo obrazów, ładnie zdobione schody na końcu korytarza i ogromne drzwi, prowadzące najpewniej do salonu. I tam też zaprowadził ich lokal, otwierając drewniane wrota.
- Wow - wyrwało się Soo, widząc marmurowy kominek, okrągłą kanapę na środku pomieszczenia, stolik do kawy, kredensy w alkoholem, a nawet stół do szachów. Wszystko to tworzyło niebywale zniewalający widok. Przez przeszklone drzwi, umiejscowione po lewej stronie, mieli wgląd na malownicze podwórko z jacuzzi.
"Aż ma się ochotę do niego wejść" pomyślał Koreańczyk, podchodząc do kanapy. Na fotelu, obok kominka, zajmował miejsce młody chłopak, niebotycznie obdarzony urodą.
- Witam. Nikodem Jastrzębski - przedstawił się z lekkim uśmiechem, podając swoją zadbaną dłoń do policjantów.
- Detektyw Dominika Włodarczyk i mój partner, Kim Soo Hyun - odparła i zajęła miejsce obok Koreańczyka, wyjmując swój notatnik.- Zapewne wiesz o śmierci Piotra Skałki? 
- Owszem. Cała uczelnia o tym trąbi - mówił cicho, jednak wyraźnie. Wzrok miał utkwiony w swoje dłonie, które widocznie drżały. Strach, stres czy zdenerwowanie? A może wszystkie silne emocje, kumulujące się w ciele studenta, doprowadziły jego organizm do tego stanu.
- Uczelnia? - dopytała Dominika, mrużąc swoje umalowane na czarno, powieki.
- Tak. Z Piotrem znamy się z uczelni. Co prawda, od roku, ale dopiero od tego czasu uczęszczam na uniwersytet Jagieloński. Wcześniej chodziłem do nic nie znaczącej szkoły, na którą ledwie z mamą wyciągaliśmy pieniądze. Ja dorabiałem jako rozwoziciel pizzy, a mama brała nadgodziny w pracy. Wszystko się zmieniło, gdy poznała tego właściciela banku, Andrzeja. Przepisałem się na Jagielloński, bo uznał, ze nie będę się marnował na jakiejś podrzędnej uczelni, skoro stać go na utrzymanie moich czesnych. Nie miałem w sumie nic do powiedzenia. W końcu przyszły "synek" - przy tym słowie zrobił zabawny gest palcami.- Pana Andrzeja Sapkowskiego, musi być najlepszy. Nauka nigdy nie sprawiała mi większych trudności, a psychologią interesowałem się od dziecka. Dostanie się do tak ekskluzywnej szkoły było moim niespełnionym marzeniem. No... Było, bo dopóki żyjemy jak królowie, mamy wszystko. Mama cieszy się każdego dnia, że ukończę dobrą szkołę i nie skończę jak ona - harująca jak wół, za marne pieniądze. Jednak Andrzej przekonał ją, by nie przedłużała umowy. On i tak zarabia kilka ładnych milionów miesięcznie, więc po co jego przyszła żona ma się marnować na takiej posadzie? Mama rozkwita przy tym facecie, a ja szczerze powiedziawszy, nie mam do niego jakiegoś urazu. Całkiem spoko koleś. Zazwyczaj miałem wygórowane zdanie o takim bogatych typkach. Ale skoro daje szczęście mojej mamie i widać, że kocha ją bezgranicznie... Ja nie mam powodu, by wkraczać miedzy nich. Wręcz przeciwnie, niebywale się z tego cieszę - opowiadał z uśmiechem na twarzy, a Dominika notowała najistotniejsze informację do notatnika.
- Wszyscy w klubie, w którym pracował Piotr, uważają pana za jego adoratora. Proszę nam powiedzieć, czy coś was łączyło? - zapytał Soo, układając się wygodniej na kanapie. On zadaje pytania, a Dominika notuje. Nikodem spojrzał najpierw na detektywa, a później na kobietę siedząca obok niego, która aktualnie przyglądała mu się uważnie. Przełknął ślinę i znów spuścił wzrok na dłonie.
- Adorator? Można tak też to ująć. Pierwszego dnia, gdy tylko wkroczyłem do uczelni, pierwsze kto mi pomógł oswoić się z rzeczywistością bogatych smarkaczy, był właśnie Piotr. Różnił się od innych. Należał do osób skrytych i nie wychylał się za bardzo. A nie wiedząc czemu, do mnie zawsze się uśmiechał i był... Inny. Nie wiem po jakim czasie doszło do mnie to, ze darzę Piotra szczególnym uczuciem. Może... Jakieś pięć miesięcy temu? Coś koło tego terminu. Wtedy zacząłem mu dla jaj przynosić kwiaty, usprawiedliwiając się, że to dla żartu. Żeby dziewczyny w pracy były zazdrosne. W ruch poszły też różnego rodzaje czekoladki. Zawsze śmiał się z tego rodzaju rzeczy. Ale jakieś trzy miesiące temu... Stał się cichszy. Bardziej pochmurny. Nie rozumiałem tego, bo nagle zmienił się nie do poznania. Próbowałem wiele razy z nim porozmawiać, ale ten mnie zbywał. Miesiąc temu zdołałem wyciągnąć od niego, co się stało i... Okazało się, że sypia ze swoim szefem. A raczej ten go do tego zmusza - wyjaśnił, by spojrzeć na zszokowanych policjantów.
- Wiedziałam, że coś skurczybyk ukrywa - wymruczała pod nosem Dominika i zakreśliła długopisem imię Krzysztof.
- Mów dalej. Musimy wiedzieć jak najwięcej - ponaglił studenta Soo, a ten przytaknął niemrawo.
- Nie byłem zadowolony z tego faktu. Poczułem się zdradzony, a nic mnie z Piotrem nie łączyło. Byliśmy tylko przyjaciółmi. Po tygodniu czasu przyszedł do mnie zapłakany. Lamentował, że jest dziwką i nic niewartym śmieciem. Okazało się, że Krzysiek, jego szef... Wziął go siłą, po tym, jak Piotrek chciał zakończyć ich relację. Jednak po dłuższej rozmowie, okazało się, że Piotr czerpał z tego aktu przyjemność, więc go szef nie zgwałcił. To było tak zagmatwane, że sam nawet zastanawiam się, co tak naprawdę działo się w życiu Piotrka. Parę razy widziałem ich wspólnie na mieście. Później Laura mnie powiadomiła o tym, że  tamci są parą, ale w nagły, niespodziewany sposób... Piotrek kazał jej się do siebie nie zbliżać. Próbowałem podpytać, o co chodzi, samego studenta, ale... Kazał mi wypierdalać i nie wtrącać się w jego życie. Czułem się okropnie zraniony, jednak nie zatapiałem smutków w alkoholu, jak to większość ludzi robi. Ja.. Wolałem seks. Chodziłem do baru, w którym pracował Piotr i znajdowałem kolejnych facetów. Dwa dni przed śmiercią Piotrka, zaczepił mnie i przeprosił. Znów się uśmiechał, a ja nie potrafiłem pojąć... Niczego. Te jego humorki były mylące, zachowania i nagły związek z Krzysztofem. Znaczy... Nie wiem, czy byli razem, ale na takich wyglądali. Ale cieszyłem się, sądziłem, że znów wszystko wróci do stanu wcześniejszego. Jednak wieść o śmierci Piotrka... Była dla mnie jak grom z jasnego nieba. Zadzwoniłem do Laury. Ta wyjechała na wakacje do Jeleniej Góry tego samego dnia, by odpocząć, wyciszyć się i zapomnieć. Zabrała kilku znajomych. Mnie też zaprosiła, ale... Nie miałem ochoty. Całe te wydarzenia, odbiły się na nas cholernie negatywnie. To wszystko. Nie mam nic więcej do dodania. Jeszcze coś? Chciałbym się jeszcze pouczyć, od następnego tygodnia mam sesje - odparł Nikodem, a zbierające się łzy w dolnych powiekach, upewniły detektywów, by na dzień dzisiejszy odpuścić chłopakowi.
- Oczywiście. Odezwiemy się, jeżeli czegoś będziemy potrzebować. Bardzo nam pomogłeś, Nikodemie. To moja wizytówka. Daję na wszelki wypadek, jakbyś coś sobie jeszcze przypomniał - odparła kobieta, podając połyskującą plakietkę w dłonie Jastrzębskiego. Ten pociągnął nosem i uśmiechnął się nikle.
- Jasne. Kajetan was odprowadzi.
- Nie trzeba, dziękujemy - odparł Soo i razem z partnerką, wyszli z salonu, a następnie domu, kierując się do samochodu.- I co o tym sądzisz?
- Dzieciak był cholernie szczery. To widać. I kochał ofiarę. Pozostaje nam właściciel klubu, który nieźle ściemniał. Ta historia staje się coraz bardziej ciekawsza - zamruczała, wsiadając do pojazdu. Chwilę później, byli w drodze do biura. 

*~~*~~*

Żółty Chevrolet Camaro zaparkował pod jednorodzinnym, niebieskim domem z małym, jednakże zadbanym ogródkiem. Właścicielka samochodu, jak i mieszkania, wysiadła z auta i skierowała swoje kroki do drzwi. Dzisiejszy dzień okazał się owocny, jednakże cholernie męczący. Alan próbował dodzwonić się do właściciela klubu "Hot or Not", jednak bezskutecznie. Postawili sobie za cel honoru, że osobiście odwiedzą Krzysztofa jutrzejszego dnia w lokalu. Przynajmniej nie wywinie im się tak łatwo. Otworzyła drzwi, weszła do środka, zaświeciła światło w przedpokoju i zdjęła szpilki.
- Oh, jaka ulga - wymruczała w momencie, gdy do jej nóg podbiegł rudy kocur. Miauknął żałośnie, zaczynając się łasić o łydki właścicielki.- Cześć, Filek. Co tam u ciebie, co? Tęskniłeś za pańcią? - zapytała z szerokim uśmiechem, całując kota w łebek. Wypuściła go z rąk i przeszła do kuchni. Wiedziała, że najpewniej zwierzęciu zabrakło jedzenia w misce, jak zawsze zresztą, gdy tylko wracała z pracy. Po nałożeniu kociego żarcia, uchyliła okno, by trochę chłodnego powietrza dostało się do budynku. Przeszła do łazienki, zabierając się do zmywania makijażu. Chwila odprężenia i relaksu w wannie, powinno jej pomóc na napięte mięśnie i skołtunione nerwy.
   Leżąc po szyję zanurzonym w pianie, człowiek nie myśli praktycznie o niczym konkretnym. Tylko o przyjemnej ciszy, rozkosznym zapachu ulubionego żelu pod prysznic i... Nagły huk, dochodzący z kuchni, zmusił Dominikę do otwarcia oczu.
- Szlag by cię, Filek - wycedziła, jednak zignorowała tę postać rzeczy. Dopiero pukanie do drzwi łazienki, spowodowało, że jej serce na milisekundę się zatrzymało. Podniosła się do siadu, patrząc na klamkę, jednak nic się nie wydarzyło. Pośpiesznie wyskoczyła z brodzika i ubrała na swoje nagie, mokre ciało szlafrok. Chwyciła broń, którą zawsze nosiła przy sobie i wycelowała lufę w stronę białego drewna.- Kto tam jest?! Radzę się poddać, mam broń! - krzyknęła, a na jej pytanie odpowiedział nieprzyjemny dla ucha syk kota i tupot małych stópek, odbijających się o drewniane panele. Ewidentnie, ktoś znajdował się w domu.- Dosyć tego! - krzyknęła i otworzyła na oścież drzwi, celując bronią na wszystkie strony. Światło padające z łazienki, oświetliło czerwone ślady, ciężkich buciorów. Prowadziły one najpierw do progu łazienki i zmieniały gwałtownie kurs na uchylone drzwiczki do spiżarni. Tam jednak się nie urywały, jak w tanich horrorach, tylko odbijały w stronę, skąd ujrzała otwarte na oścież okno i powiewająca firankę. Sprawca najprawdopodobniej dostał się do jej domu, poprzez wcześniejsze jego uchylenie. Odetchnęła, spuszczając broń i podeszła do włącznika światła. Przyjrzała się uważniej śladom, rozpoznając w nich... Krew. Nic innego nie było tak płynne, a jednocześnie lejiste. Farba ma specyficzny zapach, a ta ciecz z pewnością nie odznaczała się tą wonią. Odetchnęła cicho, pośpiesznie podbiegając do małej spiżarki, która aktualnie stała pusta. Kiedyś, gdy jej babcia żyła, chowała w niej słoiki z różnymi potrawami. Otworzyła drzwiczki, a ujrzawszy odciśnięta, czerwoną dłoń na ścianie i żółtą karteczkę z uśmieszkiem oraz liczbą osiem, przełknęła nerwowo ślinę, marszcząc brwi.
- Co tu się odkurwia - szepnęła w momencie, gdy jej telefon zaczął dawać o sobie znać. Wróciwszy do łazienki, odebrała połączenie od Alana. Nawet nie zdążyła zapytać się o co chodzi i kazać szefowi, by jak najprędzej z śledczymi przyjechali do jej domu.
- Krzysztof Miętus nie żyję. Został zamordowany w swoim gabinecie.

*~~*~~*

Rozdział zadziwiająco długi, jak na moje predyspozycje. Sama zacieram dłonie do tego, co moja główka wymyśliła na dalszy rozwój akcji. Dziękuję za wcześniejsze komentarze. Mam nadzieję, że ten, dzisiejszy, także wywoła u was skrajne emocje. Wybaczcie, jeżeli są błędy, ale... Nie sprawdzałam go dostatecznie dobrze. Proszę o komentarze, opinię... Bo one faktycznie, dają niezłego kopniaka. A teraz z innej beczki: Jak wiecie, za kilka dni zaczyna się szkoła, więc... To oznacza, że notki będą pojawiać się znaczniej rzadziej. Niestety. Technikum to nie przelewki. 
Pozdrawiam ~

2 komentarze:

  1. Dziadzio to rozjebał mnie na łopatki... Tak na kilka minut... To ma problemy facet z psem!
    Wracając do opowiadania... Podejrzewam, że te karteczki odliczają dni do czegoś grubego. Na początku myślałam, że może kolejne zabójstwo... Jednak, zmieniłam zdanie na koniec opowiadania... Wydaje, ze to Nikodem macza w tym palce.
    No i teraz ciekawość mnie zżera, kto, co i dlaczego!?
    Ale tego dowiem sie w następnych rozdziałach, nie?
    Duuuużo Veny :)
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Leżę i nie wstaję x.x
    Budujesz napięcie i po prostu nie mogę się doczekać co będzie dalej. Do tego ten Cliffhanger był wredny >.< Chce więcej
    Pozdrowienia, weny i czasu
    Ono

    OdpowiedzUsuń