sobota, 24 grudnia 2016

Ludzie, nieokiełznane wilkołaki oraz świąteczne prezenty!


- Kochane wilczki, święta się zbliżają! Najpiękniejszy czas, najcudowniejsze wydarzenie, piękność... Ej, gdzie się wszyscy podziali?! - krzyk Stilesa już od progu dużego domostwa, nie był zjawiskiem wielce szokującym. Gadulstwo chłopaka, mieszanka roztrzepania i wielka miska niepohamowania, nie pozwalały mu na ustępstwa. Uwielbiał dręczyć wilkołaki na każdy możliwy i zmyślny sposób, wykorzystując do tego skrzętnie ukrywaną inteligencje. Dla potocznego widza Stillinski przypominał klowna klasowego, nie potrafiącego sklecić sensownego zdania. Dochodzi do tego jeszcze pozorna głupota i wrodzona nadpobudliwość. Ciekawość, wtrącanie nosa tam, gdzie nie trzeba oraz chęć pomocy na każdej płaszczyźnie. Ah, te uroki przyjaźni z nastolatkiem!

Zajrzał do salonu w którym świeciła pustka. Wydął wargi, kierując się do kuchni. Pudło. Przystanął na moment, rozmyślając intensywnie. Rozmawiali wczoraj między sobą, na temat rozdzielania obowiązków na dzień dzisiejszy. Laura oraz Peter pojechali po choinkę. Cora razem z bliźniakami wybrała się po ozdoby na, jak to określili, iglastego potwora. Cóż, tak bywa w życiu, że niestety bombki nagle się rozbijają! Pomińmy fakt, że Erica rok temu zamieniła się w olbrzymiego wilkołaka i zaczęła gonić za Stilesem, gdy ten zrzucił jej nowo upieczone ciasto na ziemie. W wyniku wpadli na choinkę i zbili wszystkie ozdoby, jakie na niej wisiały tamtejszego roku. Derek nie wyglądał na zadowolonego z zaistniałej sytuacji, jednak cóż mógł biedny począć? Boyd ze Scottem ledwie uwolnili spod cielska wilczycy, wątłe ciało jego partnera. Stilinski zdążył się przekonać, że wilczyce bety są niewiarygodnie agresywne. Takiej baby, to najgorszemu wrogowi nie życzył. Chociaż nie! Jackson powinien sobie taką znaleźć. Może ktoś w końcu by jego zarozumiały i egoistyczny tyłek przeczepał na tyle solidnie, by mrówki z jego zakażonego debilizmem mózgu, wystrzeliły jak z procy. Najlepiej na cmentarz. Wierzył w magie świąt i czekał, aż dupek przestanie być dupkiem. Ale o tak potężnych cudach, to nie słyszał.

- To oznacza, że jestem sam! - wykrzyknął uradowany, wbiegając po schodach na górę. Skoro jest sam, samiutki, samuteńki w domu wilkołaków... To zamierza zaszaleć! Bez ogródek wbiegł do pokoju Dereka, rzucając się na jego łóżko. Mmm, pościel nadal emanowała perfumami przystojniaka. Do tej pory zastanawiał się, co takiego młody Hale ujrzał w zwykłym, podrzędnym, dziwnie pachnącym nastolatku. Dziwnie pachnącym... Sam nie wiedział, co miał sądzić o komentarzu Petera na ten temat. Wuj Dereka stwierdził, że za każdym razem jak tylko obok niego przejdzie, czuje majonez, pomieszany z ogórkiem konserwowym. Przez długi czas nastolatek używał mocnych perfum do zatuszowania zapachu, ale dał sobie spokój, gdy kolejne wilki potwierdzały tezę starszego z Hale'ów. Nigdy nie lubił majonezu, a ogórków konserwowych praktycznie nie spożywał. Wolał kiszonego.

Westchnął i zagrzebał się w kołdrze alfy. Ah, jak on uwielbiał ten mocny i zdecydowanie męski zapach Dereka. Po incydencie z Nogitsune i opętaniu, zauważył, że wyostrzył mu się bardziej zmysł węchu i wzroku. Nie musi już mrużyć powiek, by ujrzeć coś z dalszej odległości oraz wystarczy jedno pociągnięcie nosem, by wyczuć gamę różnorodnych zapachów. Kiedyś trudnością było dla odróżnić jedną woń wśród pozostałych. Nigdy, rzecz jasna, nie wyprzedzi w tej dziedzinie wilkołaków, które potrafią nawet wywęszyć strach czy podniecenie, ale przynajmniej odznacza się jakąś poprawą. Wystarczy, że przynajmniej może sztachać się feromonami Dereka. Tak miło, przytulnie, cieplutko...

- Stiles, co ty najlepszego wyrabiasz? - z łazienki wyszedł nie kto inny, niż wyżej wspomniany, Derek Hale. Chłopak uniósł głowę znad poduszki, zamierając z otwartą żuchwą. Wpatrywał się w mężczyznę, będąc w wybitnie dużym szoku. Co on tu robi? I jeszcze bez koszulki? W samych spodniach? Nawet nie mając skarpetek na stopach? Z mokrymi włosami?! Czy on chce, by Stiles umarł z podniecenia? Osobiście jeszcze nigdy nie słyszał o mężczyźnie, który został znaleziony martwy ze stojącym, dyndającym na boki penisem, jak jego majtki na maszcie pierwszego dnia szkoły. Jednakże... W końcu to Stillinski. U niego bycie pierwszym w najbardziej żenujących sytuacjach, jest normą.

- Sprawdzam stan pościeli! Stwierdzam, że jest naprawdę, imponująco miękka! Wiadomo, to nie to samo co jedwab, ale lepsze coś, niż nic! Jeszcze ładnie pachnie, schludnie ułożone... Znaczy było schludnie ułożone. A ty co tu robisz? Powinieneś szukać bombek na targu. Nie wyganiam cię oczywiście! Ah, nawet i tak nie mógłbym, bo to twój dom. Znaczy nie twój, w sensie, że całej watahy, czaisz stary, nie? - słowa wypuszczał z prędkością ultradźwiękową, przekraczając wszystkie możliwe aspekty zwyczajowego monologu. Podniósł się z łóżka, a widząc minę siostrzeńca Petera, zaśmiał się nerwowo.- Mam dzisiaj na obiad frytki z McDonalda i hamburgera - wydusił, przełykając ślinę. Nie miał pojęcia, po co wtrącił wiadomość o jedzeniu. Z nerwów gadał pierdoły. I to poważnie duże, ogromne, niebotycznie olbrzymie pierdoły.

- Stiles... Co ty chrzanisz? - westchnął w końcu zrezygnowany Derek, przechodząc do szafy wolnym, zmysłowym krokiem. Prawda jest taka, że wszystko co Hale robił, dla nastolatka było zmysłowe. Nawet wtedy, gdy rozszarpywał gardło swojej ofierze. Taaaaak, gniew postawnego mężczyzny działał na chłopaka pobudzająco. Niemalże tak samo, jak Allison w obcisłej sukience na Scotta.

- Nie ubieraj się - wypalił, a czując na sobie przenikające go na wskroś spojrzenie wilkołaka, zmieszał się nieznacznie.- Znaczy...  Tak w sumie, to mi tak obojętnie. Chociaż nie, bo lepiej by było, gdybyś jeszcze ściągnął spodnie... Takie tam bez składu i ładu - ściszał głos z każdym krokiem Dereka w jego stronę. Gdy tylko wilkołak stanął blisko jego osoby, dukał niezrozumiałe słowa pod nosem, ani myśląc o podwyższeniu tonacji.

- Oj, Stiles... Jesteś taki zabawny w niektórych momentach. Moje zmysły są na ciebie bardziej wyczulone. A twoje podniecenie po stokroć rozpoznawalne nawet z paru kilometrów - wyszeptał nastolatkowi do ucha, chwytając za tyłek w mało subtelnym dotyku. Ich jędrność niewiarygodnie go zadziwiała, biorąc pod uwagę znikomy udział Stillinski'ego w sporcie. Siedzenie na ławce rezerwowych w lacrosse, było jedynym osiągnięciem w sportowej karierze nastolatka. Ścisnął  pośladki, wywołując pisk u człowieka. Uwielbiał takie gwałtowne reakcje.

- Nie wiem o co ci cho... Mmm - zarzucił ramiona na kark młodego Hale'a z wdzięcznością oddając pocałunek. Przynajmniej nie palnie nic głupiego, czy niestosowanego. A w jego przypadku dosłownie WSZYSTKO było możliwe. Zamruczał, a słysząc warknięcie z głębi gardła Dereka, nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki wkradł się na jego usta.- Dostane jakiś prezent gwiazdkowy? - zapytał, a starszy mężczyzna parsknął śmiechem, kręcąc głową.

- Pewnie. Będzie ognisty. I u mnie w sypialni.

- Zapowiada się obiecująco - przytaknął, palcami wędrując do krocza partnera. Potarł przez spodnie wypukłość, która jeszcze nie była wywołana podnieceniem. Czasami zastanawiał się, czy wszystkie rodzone wilkołaki mają TAKI sprzęt. On sam ze swojej fujarki nie był jakoś zadowolony, ale szło się przyzwyczaić. Jak całe życie (oprócz okresu bobasa i tam dzieciństwa) między nogami dyndało mu piętnaście centymetrów, to naprawdę, przyswoić sobie tę wiadomość nie jest trudno.

- Derek? Stiles? Mamy choinkę! Ruszcie dupę na dół! - donośny krzyk Petera, wyrwał u dwójki kochanków głośne westchnięcie. Witamy w stadzie pełnym idiotów.

Przygotowania do wigilii zeszły w bardzo przyjemnej atmosferze. Erica czasem marudziła na bombki, które bez ustanku upuszczała i w efekcie rozbijała. Po szóstym takim razie Isaac niemalże wykopał wilczyce do kuchni. Co z tego, że i tak nic nie robiła? Ważne, że nie brudziła domu, który sprzątała Allison razem z Melissą, matką Scotta. Kolacja wigilijna była niemalże idealna. Niemalże, ponieważ Boyd przy łamaniu się opłatkiem z Erickom, stwierdził, że bluzka jaką ma na sobie, pogrubia ją w okolicy bioder. A Stiles mówił, że wilczyce są agresywne? Mówił. Na szczęście wilkołaki szybko się regenerowały, więc mężczyzna nie ucierpiał zanadto. Stillinski jeszcze nigdy nie widział tak dużej chmary ludzi przy stole, jak dzisiejszej wigilii. Było chyba ponad dwadzieścia osób, różnych ras! Pomysł na śpiewanie kolęd został zduszony w zarodku. Peter skomentował to jako: "Jesteście na dobrej drodze, bym zamiast ryby, zjadł was". Nic takiego się nie stało, co łatwo przecież zrozumieć. Aż nadszedł czas na prezenty! Każdy był podzielony na pary, by kupić swojemu przyjacielowi, chłopakowi, rodzinie mały upominek. Stiles, jak wiadomo, dostał swojego ojca oraz Dereka. Nie wykosztował się, bo szeryf zadowolił swój głód świąteczny zapasem amunicji, a Derek... Cóż, pan bezwzględny, nie wiedząc oczywiście jak, otrzymał kajdanki. I nie! Nie mały żadnego futerka. Dostał najzwyczajniej w świecie, policyjne kajdanki. Oczywiście, nie skomentował z czego Stiles był niesamowicie zadowolony. No, może po za słowami: To jakaś sugestia? Stillinski spojrzał wtedy na partnera jak na debila, odpowiadając: Tak. Żebyś przypiął się do kaloryfera. Uroczo? Oh, w ich związku takie dialogi były najzwyczajniej w świecie normą. I wtedy nasuwa się pytanie: Co Stiles dostał pod choinkę? Pogłówkujecie! To nie takie straszne! No dobrze, odpowiem. Od ojca dostał paskudny świąteczny sweter z reniferem. Paskudny, ale jakże klimatyczny! A od młodego Hale'a? Trzy pary zimowych, grubych skarpet.

- Będę się z tobą kochał w tym sweterki u skarpetkach - szepnął do wilkołaka, na co ten zareagował wewnętrzną paniką. Ah, ten świąteczny klimat! Tylko raz w roku, można ponarzekać na rybę, dzielić się opłatkiem i udawać, ze umie się śpiewać piosenkę "Last Christmas". Nie zapominajmy o obdarowywaniu się prezentami, które w większości przypadków, nie są trafione. Czujecie nadchodzącą gwiazdkę? W końcu... Ktoś musi poplamić obrus barszczem.

The End

*~~*~~*

WESOŁYCH ŚWIĄT MOI DRODZY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz