piątek, 1 maja 2015

1. Totalny Kataklizm



- Deidara-chan!
Czemu akurat teraz, gdy uspokoiłem swoje skołtunione nerwy i wracałem do stanu, w którym moje ciało osiąga spokój, słyszę ten krewsko piskliwy głos?!
- Deidara-chan! Spójrz na to!
Czy... Czy on mnie nazwał "Deidara-chan"?! Tobi... Nie żyjesz jebany mutancie!
Odwróciłem się w stronę kumpla i od razu tego pożałowałem. Madara, ksywka Tobi, wywijał piruety, szczerząc się na mordzie, jak rasowy psychol.
- Patrz Deidara-Chan! To balet!
Jeżeli on tańczy balet, to ja jestem, kurwa, heteroseksualny.
- Nie nazywaj mnie Deidara-chan! Rozumiesz Tobi? Po ci przypierdolę!
Fuknąłem jak rozjuszony kot i wznowiłem swój marsz powrotny do domu. Nie rozumiem tego faceta. Ma dwadzieścia dwa lata, a swoim zachowaniem nawet nie przypomina dziesięciolatka. Cała nasza paczka zastanawia się, czy przypadkiem nie jest niedorozwojem.
Skręciłem w lewo, tym sposobem znajdując się na jednej z najtłoczniejszych ulic miasta Tokyo. Pięknie! Znów trzeba się przeciskać. Zawiązałem swoje długie, blond włosy na czubku głowy w stylowego koka, i poprawiając torbę na ramieniu, ruszyłem przed siebie. Musiałem dotrzeć do swojego mieszkania, a raczej kawalerki, którą wynajmowałem za pięćset złotych od kumpla mojego kuzyna. Nie mogłem sobie pozwolić na nic droższego, gdy pracując jako kucharz w pizzerii, zarabiałem marne tysiąc trzysta.
Gdy dochodziłem do bloku w którym mieszkałem, w prawej kieszeni moich białych rurek rozdzwonił się telefon.
- Halo?
Odezwałem się do słuchawki wchodząc do mieszkania. Rzuciłem czarne adidasy w kąt przedpokoju, i przeszedłem do małej, wręcz klaustrofobicznej kuchni.
= Siemka ziomek! Szefuńcio mówi, byś przyszedł do pracy godzinę wcześniej.
- Jak do pracy godzinę wcześniej? Muszę się jeszcze ukąpać bo miałem zawody w szkole, a prysznice szlag trafił i nie zjadłem nawet obiadu!
Spojrzałem na zegarek i... i wskazywał za dwadzieścia piąta. Z tego wynika, że mam dziesięć minut na ogarnięcie dupy, ponieważ z kolejne dziesięć minut zajmuje mi dojście do pracy. A wierzcie, że mój szef ma coś nie tak z głową i nienawidzi, gdy ktoś się spóźnia.
= No tak. Ten grubas Akimira nawpierdalał się czegoś wczoraj i wylądował w szpitalu przez zatrucie pokarmowe.
W głosie Hidana pobrzmiewała irytacja pomieszana z rozbawieniem. Tylko, że mi do śmiechu nie było...
- Dobra. Za dwadzieścia minut będę.
Mruknąłem do słuchawki i przerwałem połączenie. Wszystko jest przeciwko mojej osobie...
 
*~~*~~*
 
Do pizzerii wpadłem jak huragan niosący grad i deszcz. Czyli tak jak zawsze narobiłem dużo hałasu. Tylko, że coś się zmieniło. A mianowicie na środku pomieszczenia stał mój surowy szef - Sasori No Akasuna. Czy się bałem? Srałem w gacie! Może nic mi nie zrobi za pięciominutowe spóźnienie?
- Gdzie byłeś?
Jego głos był wyprany ze wszelkich uczuć, a wzrok zimny jak góra lodowa. Hmm... Czyli, że jednak wypatroszy mnie jak bocian niewinną żabkę.
- Eee... Wręcz biegłem do pracy? Wybacz szefuńciu, ale tak się składa, że nikt mnie wcześniej nie poinformował o zmianie godziny w pracy. A to, ze ten grubas się zatruł, to chyba nie moja wina? Powinieneś mi wynagrodzenie dać za to, że zaczynam prace godzinę wcześniej! A to, że pięć minut się spóźniłem, to chyba nie koniec świata, prawda?
Warknąłem. Sam się dziwie, czemu ten świr mnie jeszcze nie wypieprzył z pracy na zbity pysk. Tylko ja byłem w stanie mu pyskować, warczeć, a wręcz w niektórych sytuacjach ironicznie i złośliwie odpowiadać, gdy to reszta współpracowników wręcz konała z przerażenia, gdy wchodził na kuchnie. Może nie ma innej rozrywki i lubi się ze mną kłócić? Pfy...
- Do roboty.
Odparł i wrócił do pomieszczenia, gdzie zajmował się papierkami. Oprócz Pizzerii był właścicielem jeszcze kilku innych nieruchomości, którymi musiał się zająć. Kurwa, zarabia tyle szmalu miesięcznie, co cała moja wypłata przez najbliższe czterdzieści lat. Jak nie więcej.
Wzruszyłem ramionami i wmaszerowałem do kuchni z której wydobywały się aromatyczne zapachy. aż zaburczało mi w brzuchu.
- Deidara! Cześć kicia!
Do moich uszu dobiegł krzyk mojej przyjaciółki, a zaraz po tym na moich ramionach pojawił się ciężar. Konan była szczuplutką kobietą, jednak jej metr osiemdziesiąt dodawał jej wagi. W odróżnieniu do mnie, ja miałem metr siedemdziesiąt osiem. Może i nie należałem do najniższych, ale również jakoś imponująco wysoki nie byłem.
- Tak, cześć stara ruro. Możesz ze mnie zejść? Dziękuje.
- Ja stara rura? Mam tylko dwadzieścia sześć lat! Wypraszam sobie kochaniutki!
Pogroziła mi palcem, pocałowała w policzek i wróciła do swoich zajęć. Ja jedynie westchnąłem i zabrałem się do roboty.
 
*~~*~~*
 
Zbliżała się godzina ósma i jak zwykle zamykanie pizzerii przypadło mojej osobie. Wyszedłem z kuchni, ówcześnie sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Dżinsową kurtkę z naszywkami metalowych zespołów, zawiązałem w pasie i pogasiłem wszystkie światła. W chwili, gdy miałem zamiar wyjść z budynku, spostrzegłem słabe światło wydobywające się z biura szefa. To on jeszcze tutaj jest? Myślałem, że już dawno wyszedł.
Zapukałem do ciężkich, mahoniowych drzwi, a gdy nie usłyszałem odzewu, zgrabnie wślizgnąłem się do pomieszczenia. Sasori siedział za biurkiem i podopisywał ostatnie papiery. Odchrząknąłem tym samym zwracając na siebie uwagę pana Akasuny. Szef mimo swoich trzydziestu lat, wyglądał bardzo młodo. Rude, wręcz czerwone, krótkie włosy okalały jego porcelanową cerę. Duże, brązowe oczy, wyglądem przypominające migdały, zdradzały, iż Sasori niedosypia. Prosty, ładny nos, na których teraz leżały czerwone duże okulary i atletyczna sylwetka, dodawały mu seksapilu. Jeszcze brakuje, by jego penis osiągał minimum piętnaście centymetrów, a będę w raju...
...CO KURWA?!
O czym ja do jasnej cholery myślę?!
Deidara, ogarnij dupę. Gościu pewnie jest hetero i ma żonę... Chociaż nie widać obrączki... Mógł zgubić!
Kurwa, wariuje. Już sam ze sobą prowadzę monologi...
- Już zamykam szefuńciu.
Popukałem w zegarek, jaki opinał mój prawy nadgarstek. Mężczyzna zerknął na naścienny zegar wiszący nad jego głową i westchnął ciężko. Część niedokończonych papierów spakował do teczki, resztę schował do dolnej szuflady.
- Nie sądziłem, że to już ta godzina.
Naprawdę? Od tego są zegarki, panie idealny.
- Ta. To wychodzimy?
- Mhm.
Bardzo konstruktywna odpowiedź, naprawdę.
Wyszedłem z pizzerii i poczekałem na Sasoriego. Na dworze było ciepło jak na kwietniową noc. Księżyc zajebiście nakurwiał swoim blaskiem, że miałem wręcz ochotę zasłonić go kocem. No co jak co, ale nie lubię,  kiedy coś chlasta moje piękne, błękitne oczka!
- Idziemy?
Spojrzałem na Akasune i uśmiechnąłem się wrednie. Sięgnąłem ręką do swoich włosów, puszczając je wolno. Gumkę schowałem do kieszeni kurtki. Zamknąłem lokal, a kluczyki zacząłem okręcać na palcu.
- Gdzie mieszkasz szefuńciu?
- Jestem samochodem. Dojazd zajmuje mi kwadrans.
- Naprawdę? Sądziłem, że mieszkasz gdzieś niedaleko. Szkoda.
- Czemu?
- Wpadałbym do ciebie i żonki na obiadki.
Zaśmiałem się, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Plik kluczy wśród których był również ten od domu, włożyłem do dżinsów.
Sasori posłał mi chłodne spojrzenie i przełożył swój czarny neseser do lewej dłoni. Jego usta nawet nie drgnęły. Zastanawiam się, czy potrafi tylko ironiczne uśmieszki rzucać. Jeszcze nikt nigdy nie wiedział, by ten przystojny sztywniak zaśmiał się perlistym i szczerym śmiechem.
- Nie mam żony. Mieszkam sam. Nie mam czasu na takie rzeczy jak zakładanie rodziny.
Wyjaśnił spokojnie, wyjmując z marynarki kluczki od samochodu. Gdy zobaczyłem, jakim pojazdem się wozi, prawie mi oczy z czaszki wyleciały, a szczęka wypięła z zawiasów. Od zawsze marzyłem o białym ferrari, chociaż wszyscy wiemy, że nigdy by mnie na takiego furacza stać nie będzie, a ten sztywny biznesman tak po prostu się nim wozi! Kurwa mać!
Podbiegłem do samochodu dotykając maski. Piękno w najczystszej postaci.
- Czy ty wiesz czym się wozisz!
Krzyknąłem, a moje oczka wręcz zalśniły. Skierowałem wzrok na Sasoriego, który bokiem opierał się o drzwi od kierowcy, a na jego usta wpłynął uśmiech.
Kurwa, on się uśmiechnął!
- Raczej musze wiedzieć, prawda? Gdzie mieszkasz? Podwiozę cię.
- To jest niedaleko, wręcz tylko dwie przecznice stąd, ale nie odmówię przejażdżki takim cudem! Chyba jedynie ćwierć mózg nie zgodził by się na taki układ.
- To wskakuj.
Zająłem miejsce na miejscu pasażera, szczerząc się jak idiota. Sasori odpalił swoje cudeńko i ruszyliśmy. Matko kochana! Jadę najdroższym samochodem, ze swoim szefem, który podwozi mnie do domu! Czy to jest normalne?!
Oczywiście, że nie, ale mam to teraz w dupie!
Podałem mu dokładny adres swojego zamieszkania i w niecałe dwie minuty znaleźliśmy się pod moim blokiem.
- Mimo, że przejażdżka była krótka, to bardzo ekscytująca. Dziękuje!
Zaśmiałem się dźwięcznie i spojrzałem na profil Akasuny. Nie wiem jak, ale jego twarz była bliżej niż powinna, a na wargach błąkał się uśmieszek. I to nie wredny czy ironiczny... Taki szczery. Jakby... Wesoły? Jezu, abstrakcja...
- Jak chcesz, możemy się jeszcze razem przejechać... Kiedy masz wolne?
Przepraszam bardzo... Ale co on powiedział? Bo chyba słuch mnie w balona robi! On mnie zaprosił na jazdę po mieście w ferrari?!
- Um... Jest piątek... A pracuje cały czas. Muszę zarabiać inaczej kasy nie będę miał na utrzymanie mieszkania i na swoje rzeczy. a wierz lub nie, nie daje na koszulkę dwadzieścia złotych. Jak luj wyglądać nie będę!
Po moich słowach stała się rzecz niebywała i gdyby mi ktoś o tym powiedział, nie uwierzyłbym. a mianowicie, Sasori wypełnił samochód swoim czystym i anielskim śmiechem.
...
Anielskim? Fajnymi wale porównaniami, nie ma co...
Spojrzałem na niego zdziwiony, a on tylko puścił mi oczko. Potrzebny psychiatra i to od zaraz!
Wyprostowałem się na fotelu i przeczesałem włosy palcami.
- Słuchaj... Nie wiem co ćpałeś, ale nie dziel się tym ze mną, okej?
Mój wzrok niemo błagał, by spełnił tę prośbę. Akasuna westchnął, a jego twarz na powrót przyjęła obojętny wyraz.
- Nie wychodzi mi bycie miłym, trudno. W każdym bądź razie nie musisz przychodzić w niedziele do pracy. Zabiorę cię na przejażdżkę. Zgadzasz się?
- Wszystkich swoich pracowników zapraszasz w taki sposób?
- Nie każdych... Tylko tych, których lubię.
- W porządku.
Uśmiechnąłem się szeroko i wysiadłem z samochodu. Pomachałem mu na pożegnanie i wkroczyłem w swój blok.
Świat się zmienia!
 
*~~*~~*
 
Będzie to Short Stories mający trzy rozdziały. Łatwo się domyślić (ci którzy oglądają anime), iż jest to fanfick z Naruto. Dziękuje za komentarze o które proszę i w tym krótkim opowiadaniu i pozdrawiam.
PS. Wszystkim maturzystą życzę połamania długopisów.


3 komentarze:

  1. Hmmm? Fajne... Jak zawsze co piszesz! Czytalam z usmiechem na twarzy...
    Pozdrowionka
    Duzo veny

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm? Fajne... Jak zawsze co piszesz! Czytalam z usmiechem na twarzy...
    Pozdrowionka
    Duzo veny

    OdpowiedzUsuń