niedziela, 13 września 2015

Zaklęci w czasie - 4 - Dzikusy z planety małp

Andrej & Andrew


Ptaki z głośnym skrzekiem zerwały się z drzew, odlatując tylko w sobie znanym kierunku. Liście szeleściły uspokajająco w rytm jaki wygrywał wiatr, ocierając się w delikatnym tańcu o siebie wzajemnie. Mały robaczek dreptał sobie powolutku po dużym kamieniu i z pewnością żyłby jeszcze z dwa dni, gdyby damska balerinka nie zgniotłaby jego małego ciałka.
- A masz ty paskudo - warknęła Frieda, wycierając podeszwę buta o trawę. Całą piątką już od pół godziny siedzieli w tym przeklętym lesie i dumali nad tym, jakim cudem znaleźli się... Tutaj. Telefony nie łapały zasięgu, internet w tym momencie również nie istniał, więc zostało im jedynie wpatrywanie się w ekrany komórek i sprawdzanie co chwila, która jest godzina.
- W czym ci ten mały owad przeszkadzał?! - krzyknął oburzony Boleyn i wstał z trawy cały rozdygotany. Wszystkie te wydarzenia, które powstały w tak krótkim czasie, źle wpłynęły na jego samopoczucie. Czuł się wewnętrznie rozszarpany, niczym zepsuta zabawka wyrzucona do śmietnika.
     Frieda zamrugała totalnie wcięta, zaskoczona wybuchem przyjaciela. Otwierała usta jak rybka, jednak żaden dźwięk nie wychodził spomiędzy warg. Andrew widząc i czując na skórze, napięcie krążące wokół całej ich piątki, wstał i podszedł do partnera. Złapał go za dłonie i pocałował subtelnie w usta, głaszcząc kciukiem nadgarstek chłopaka.
- Już? - szepnął, uśmiechając się delikatnie do kochanka. Zdawał sobie sprawę, że George był w słabym stanie psychicznym. Ostatnie zdarzenia stworzyły wielką szramę wewnątrz ciała i wątpliwym jest, by po kilku dniach szybko się zaszyły.
- Tak. Przepraszam was wszystkich - odparł Georg, spoglądając na przyjaciół. Czuł całym sobą, że jest rozdrażniony i to źle wpływa na jego zachowanie. Musiał stłumić w sobie negatywne emocje, inaczej mogą naprawdę wyniknąć z jego zachowania niezłe komplikacje.
- W porządku. Nie martw się. Jesteśmy z tobą skarbie! - Frieda podeszła do przyjaciela i przytuliła go mocno, całując w policzek. Kochała Boleyn'a jak brata i doskonale wiedziała, że... Był wrażliwym chłopakiem z wieloma problemami. Pierwszą traumę przeżył trzy lata temu, gdy dowiedział się o śmierci swojej matki. Od tamtego tragicznego dnia potrzebował wsparcia psychologa i przyjaciół. Kolejnym ciosem okazała się wiadomość o wyjeździe do Japonii jego ojca. Zdarzenie było na przełomie dwóch miesięcy od śmierci matki Georga. Jak się okazało w dniu wylotu pana Michaela Boleyn'a, chłopak widział rodzica po raz ostatni. Więcej nie dzwonił, nie pisał i nie wysyłał kartek. Decydującym czynnikiem, który skończył się załamaniem psychicznym odegrała starsza siostra Georga - Sophie, która wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie chce mieć nic wspólnego z "pedalskim" bratem.
     Frieda jak i reszta przyjaciół, doskonale wiedziała, że przez te trzy lata w życiu Georga zaszło wiele zmian. Rewolucje wyżłobiły szczerego chłopaka z przesadną wrażliwością. Możliwe, iż nie ostatnia cecha nie była... Pożądana. Jednakże, czy powinno się za to winić dwudziestolatka? Nie. Mimo wszystko, miał silną wolę walki. Słaby człowiek nie przetrwałby trzech najgorszych prób w swojej egzystencji.
- Frieda ma racje. A teraz... Może przejdźmy się po tym lesie? Lepsze to niż siedzenie na ziemi... Bo szczerze, chłodno się zrobiło - poinformował Andrej, otrzepując tyłek z mchu. Przynajmniej tak mu się wydawało, a prawda była taka, że spodenki miały czysty tył.
- Nie wierze, że to kiedykolwiek powiem, ale... Andrej ma racje - pokiwała głową Jenny z miną eksperta naukowego. Pejic spojrzał na nią jak na debila, kładąc dłonie na biodrach.
- Dzięki Jenny. To bardzo miłe z twojej strony - sarknął, robiąc głupia minę w stronę dziewczyny. Nastolatka wypięła dumnie pierś i wstała z powalonego pnia drzewa. Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w głąb lasu, nie czekając na zdanie reszty przyjaciół.
- Matko boska! I znowu fenomenalny plan Jenny! Noż kurwa! - warknęła Rose i niechętnie poszła za przyjaciółką, marudząc pod nosem.
- I tak nie mamy nic lepszego do roboty - przyznał Andrew i złapał swojego partnera za rękę, idąc z nim powoli za resztą. Cos czuł, że dzisiejszy dzień... Stanie się katastrofą.

*~~*~~*
 
 
- Nogi mi w dupe wchodzą! - krzyknęła zmęczona Frieda i usiadła na ubogiej trawce, którą w większości pokrywał piasek. Niedawno wyszli z lasu, więc za ich plecami można było dostrzec wysokie drzewa.
- Wstawaj Frieda! Patrz przed siebie. Widzisz? Zaraz będziemy schodzić w dół. W tym momencie jesteśmy na wzniesieniu. Za kilka metrów zejdziemy i będziemy mogli odpocząć! - odparła Jenny, która jako jedyna z całej grupy, podchodziła do ich sytuacji optymistycznie. Rose zerknęła na przyjaciółkę z niedowierzeniem, a zarazem z czystym oburzeniem, widocznym w jej szmaragdowych oczach.
- Ciebie chyba mózg rozbolał. Nawet kurwa nie wiemy, gdzie jesteśmy! Wpadliśmy do jakiegoś... Do czegoś dziwnego i nagle BUM! Znajdujemy się w lesie! Nie spotkaliśmy żadnej żywej istoty, rozumiesz? Nie jest dobrze - warknęła nieprzyjemnie i odwróciła głowę w stronę horyzontu, który stykał się z ciemną wodą i jej wysokimi falami. Oddychała głęboko, próbując uspokoić swoje skołtunione nerwy. Zdawała sobie sprawę z tego, że w tym momencie jej postawa wygląda... Krucho. Ona sama czuła się jak niedoświadczona nastolatka, bojąca się każdej najdrobniejszej przeciwności losu. Mimo, iż dawno wyrosła z tego etapu, teraz wyraźnie każda cząstka jej ciała dawała do zrozumienia... Że znów wraca się do trudnego poziomu. Lęki z dzieciństwa... Uderzają z zaskoczenia.
- Nie. Ja po prostu inaczej spoglądam na tą sytuacje - odparła Parker i machnęła dłonią na chłopków, by ci poszli dalej.- Zaraz was dogonimy - przekazała i kucnęła obok przyjaciółki. Chwyciła w palce źdźbło trawy i wyrwała, przyglądając się jego budowie.
- Co ma być niby fajnego... W tym wszystkim? - zapytała, kładąc brodę na kolanach. Brzuch od jakiegoś czasu okropnie ją bolał, ale dzielnie go znosiła. Jednak w zaistniałej sytuacji, najchętniej położyła by się na ziemi i rozpłakała, dając upust swoim emocjom.
- Może to... Że żyjemy? Że... Wszyscy jesteśmy razem, a nie osobno? Co byś zrobiła, gdybyś... Znalazła się tutaj sama? - wyrzuciła źdźbło i spojrzała na przyjaciółkę. Sama nie wiedziała czy to ze względu na jej wiek, czy może na ekscytację... Ale nie bała się nowego środowiska w których przyczyniło im się znaleźć. Rozpierała ją nowa energia, której do tego czasu nie znała. Czy był to plus? Sama jeszcze nie mogła tego określić.
     Rose przytuliła Jenny i uśmiechnęła się sama do siebie. Nastolatka miała stuprocentową rację. Najważniejsze, że są razem. Reszta nie jest ważna. W jednej sekundzie krzyk należący do Andreja wprawił je w takie przerażanie, by w kolejnej biec na łeb na szyje do chłopaków stojących na krawędzi wzgórza. Nie przejmowały się protestami nóg, które wręcz kwiliły błagalnie o dłuższy odpoczynek.
- Co się stało? - wydyszała Jenny, gdy obie znalazły się przy pozostałej trójcę. Andrej stał z otwartymi ustami ze zdziwienia, a Andrew z Georgiem wpatrywali się w dal, mając na twarzy wyraz oszołomienia.- Co wam jest?
- Jenny... - szept Friedy sprawił, że nastolatka odwróciła głowę w północnym kierunku. Przez moment sądziła, że oczy płatają jej dużego psikusa. Z półtora kilometra od ich położenia, rozciągał się wielki mur, odgradzający potężne miasto od świata zewnętrznego.
- Co to, kurwa mać, jest? - wydukała blondynka, mrugając szybko powiekami.
- Nie wiem... Ale coś mi to przypomina... - stwierdził Andrej, wpatrując się z czystym zainteresowaniem w budowle. Dostrzegł port, służącym zapewne do celów rozwożenia statkami do innych miast, żywności.
- To jest Rzymskie miasto Envella. To między innymi w tym mieście Spartakus i reszta niewolników osiedliła się przez dłuższy czas - odparł George, odwracając powoli głowę w stronę przyjaciół. Znał się na Starożytnym Rzymie i jego dziejach. Zawsze fascynowała go postać Spartakusa, wojownika, który jako pierwszy odważył się stawić czoła potężnemu Krassusowi i pokazać, że każdy człowiek ma takie same prawa do życia.
- Że ja cię proszę co to? - Frieda podniosła brwi do linii grzywki, oczekując głębszych wyjaśnień ze strony Boleyna.
- To proste. Znajdujemy się w Kapui i jest rok 73 przed naszą erą. Cofnęliśmy się... W czasie.
     Morska bryza zawiała od strony ubogiej plaży, wprawiając odkryte ciała w drżenie. Szum morza zagłuszał skrzeki mew, a liście przecinały w delikatnym tańcu powietrze.
- Nie wierze - wyszeptała Frieda i przytuliła się do Jenny, opierając głowę na ramieniu nastolatki. Informacja jaką otrzymała od Georga była... Taka nieprawdopodobna! Bo... Postawcie się w sytuacji, jakiej znajduje się piątka przyjaciół. Teoretycznie niemożliwa, a jednak coś musiało stać za tym całym bałaganem z czasoprzestrzenią.
- Najlepiej będzie się wszystkiego dowiedzieć, po prostu schodząc na dół -odparł Andrew i chwycił za rękę Georga, powoli schodząc po stromym podłożu. Andrej westchnął głęboko i rzucając dziewczyną pocieszający uśmiech, podążył za chłopakami.
-Andy ma racje. I tak nie mamy nic do stracenia... - przyznała Parker i uważając na kamienie, stąpała uważnie po niestabilnym gruncie razem z Rose. Mewy krążyły wokół nich, przypatrując się bacznie nowym twarzom.
 
 
*~~*~~*

- Niezła jest ta blondyneczka - basowy śmiech Lugo rozszedł się po wysokich, kamiennych murach. Nasir westchnął głośno, wywracając oczyma i podszedł do ślicznej kobiety, podając jej sztylet o który prosiła.
- Zamknij się Lugo. Trochę szacunku dupku - uśmiechnęła się wrednie do mężczyzny, obcinając kawałek szmaty, potarganej w dole stroju.
- Szacunku? Powiedz mi jeszcze, że nawracasz się na drogę poczciwej kobiety, to naszczam samemu Jowiszowi do gardła! - krzyknął ze śmiechem i zeskoczył z kamiennej podstawy, podchodząc do dźwigni otwierającej bramę.
- Co ty robisz? A jeśli ta grupka to Rzymianie? - zganił go Gannicus, jednak w jego głosie nie było najmniejszej nuty pouczenia. Bardziej pochłonął go miecz, który właśnie ostrzył, niż lekkomyślne postępowanie Lugo.
- To muszą być jacyś niedrobieni - stwierdził i powoli podnosił bramę do góry z każdym silnym pociągnięciem. Saxa w między czasie oddała sztylet Nasirowi i oparła się o mur z chytrym uśmieszkiem.
- Rzymianie to gówna, ale mają głowę.  Nie zaatakowali by w biały dzień, gdy nasze siły są bardzo sprawne - odparł Gannicus i wstał ze swojego miejsca. Schował miecz do pochwy i wyjrzał zza mur, spoglądając na piątkę postaci idących w stronę miasta. Ubiór przedstawiał się w bardzo nietypowy sposób z którym jeszcze nigdy nie miał styczności.
- Jest trójka mężczyzn i dwójka kobiet. Jedna jest faktycznie bardzo atrakcyjna... - mruknął do siebie blondyn i zeskoczył z podwyższenia. Brama została otwarta, dając do zrozumienia nowoprzybyłym, by skorzystali z zaproszenia.
- Blondyna moja - Lugo powiedział ostrzegawczo i uśmiechnął się obleśnie na co Saxa dziko zaprotestowała.
- Zawiadom Spartakusa - rozkazał Nasirowi i gdy ten zniknął mu z oczu, Gannicus ponownie odwrócił się w stronę wejścia. Przybysze byli blisko.

*~~*~~*

- Matko boska, jaki ten facet jest... Wielki - mruknęła Frieda i to bynajmniej nie tylko ze względu na muskulaturę mężczyzny. Jej wzrok wędrował po kroczu wojownika oraz brzuchu.
- To są gladiatorzy - powiedział Georg, wpatrując się w oczy Gannicusa. Nie wiedział czego ma się spodziewać po niewolnikach.
- Brzuch mnie z nerwów boli - szepnął Andrej, gdy przeszli powoli przez bramę. Baczne spojrzenie wojowników wbite było w ich sylwetki, nie pozwalając się rozluźnić. Frieda wtulona w ramię Jenny, drżała niespokojnie. Serce biło jej jak szalone, widząc miecze i inne różnorodne ostre narzędzia... Stworzone do zabijania, prawdę mówiąc.
     Andrej dostrzegł, że jeden z bardziej muskularnych mężczyzn, wpatrywał się w niego żarłocznym wzrokiem. Uśmiechnął się kącikiem ust, zarzucił włosy do tyłu i postąpił krok do przodu.
- Witajcie Gladiatorzy! Przybywamy do was w pokoju - powiedział donośnym głosem Pejic, z każdym słowem wprawiając Georga w zażenowanie.
- To nie są dzikusy z planety małp! Rozumieją cię doskonale - odparł Boleyn, wywracając oczyma z głębokim westchnieniem. Andrej zmarszczył niezadowolony brwi i odwrócił się w stronę przyjaciela.
- Jak to? Patrząc na ich... - przyjrzał się kilkorgu niewolnikom, którzy wyglądali na bardzo zaskoczonych zaistniałą sytuacją. Skrzywił się paskudnie, jakby zobaczył pełzającego robala pod swoimi nogami.- Szmaty, bo tego ewidentnie ubraniami nazwać nie można, kłócił bym się z twoim twierdzeniem - mruknął, układając usta w zmyślny dziubek, a prawą dłoń kładąc na biodrze.
- To źle myślisz. Uważasz, że w 73 roku, było coś takiego jak krótkie spodenki czy, bój się boga, płaszczyk? - zapytał ironicznie Georg, ignorując chichoczących przyjaciół, stojących po jego lewej stronie.
- Eee... Wiesz... Nie wiem jaka była moda w starożytności - palną głupio, jednakże cała czwórka w tym on sam, wiedziała, że żywo interesował się starożytną epoką.
     Gannicus przysłuchiwał się tej małej wymianie zdań z rosnącym zaciekawieniem. Ewidentnie nie byli to Rzymianie. Ich zachowanie, wymowa i dziwne ubrania... No, sam dostatecznie nie wiedział co miał o tym wszystkim myśleć.
- Kim jesteście? - zapytał Agron, wyłaniając się z tłumu jaki stworzył się na placu i poprzedzając pytanie Gannicusa. Stanął przed nowo przybyłymi w całej swojej okazałości z zacięta miną. Wzrok miał przeszywający, a mięśnie brzucha płynnie poruszały się z każdym głębokim wdechem.
     Andrej zmierzył go uważnie i aż wytrzeszczył oczy na widok jego krocza. Widział wiele, wiodąc życie wolnego geja, jednak tak imponującego przyrodzenia, to jeszcze nie miał okazji ujrzeć. Penis mężczyzny wyraźnie odznaczał się w skórzanym okryciu i z pewnością przekraczał średnią krajową, czyli dwadzieścia centymetrów. Az miał ochotę mu obciągnąć...
     Oderwał wzrok od imponującego krocza wojownika i przeniósł spojrzenie na przystojną twarz niewolnika, przełykając ślinę. Mimo, iż nie chciał zadzierać z dzikusami, wymachującymi pałkami w prawo i lewo, nie potrafił poskromić swojej złośliwej natury.
- Ludźmi jak widać. Chyba, że człowiek w waszym mniemaniu jest jeleniem, to mogę być matką jelenia. Tamci z tyłu to ufoludki - wskazał na przyjaciół kciukiem, mimikę twarzy utrzymując obojętną. W głębi duszy śmiał się jak opętany, widząc twarze wszystkich zebranych na małym dziedzińcu.
- Kpisz ze mnie? - warknął Agron, jednak nie powziął żadnych drastycznych kroków. Miał zasadę i nie zamierzał uderzyć kobiety. W tym momencie obok Agrona stanął legendarny Spartakus, a tuż za nim wyłoniła się niska sylwetka Nasira.
- Spokojnie przyjacielu, nie gniewaj się tak - przemówił przywódca i spojrzał na Andreja, uśmiechając się delikatnie.- Urodziwa z ciebie niewiasta. Wybacz Agronowi, jednak zbyt często ponosi go gniew - odparł i podszedł do zszokowanego Pejica, całując do w wierzch dłoni.
     Frieda słysząc przemowę skierowaną w stronę przyjaciela, wybuchła głośnym śmiechem, a zaraz za nią podążyła cała trójka. Zwrócili tym samym na siebie uwagę całego tłumu, jednak nie przejmowali się tym zanadto.
- O matko boska - parsknęła Frieda i podeszła do sztywno stojącego Pejica, całkowicie się rozluźniając.- Jedyną damą w tym towarzystwie jestem ja... Jenny w sumie również, ale ją myli się z facetem.
- Bywa - odparła osiemnastolatka i zarzuciła rękę na ramiona Rose. Andrew z Georgiem, uśmiechając się szeroko, stanęli po prawej stronie Andreja, wpatrując się w Spartakusa, który był nieco zdezorientowany. Te całe zamieszanie i rumor wokół rozstrzygania jakiej płci jest Andrej, zawsze ich śmieszyła.
- Nie rozumiem za bardzo... - mruknął i puścił dłoń Andreja. Nowoprzybyli wydawali się tacy... Tacy odmienni. Nie byli wyposażeni w broń, ich odzienie wierzchne wyglądało... Dosyć osobliwie, a mowa jaką się posługiwali nie była dla niego za bardzo zrozumiała. I teraz te kilka słów, jakie wypowiedziała kobieta, było aż nazbyt... Absurdalne.
- Frieda chce przez to powiedzieć, że Andrej jest facetem - powiedział wprost Andrew, uśmiechając się delikatnie. Nie bał się wojowników, mimo, iż pierwotnie powinno się to inaczej objawiać. Całe zachowanie gladiatorów było takie... Ufne? Według niego, zbyt szybko im odpuścili. Albo po prosto spostrzegli, że z ich strony nic im nie grozi.
     Spartakus zmarszczył brwi i przyjrzał się dokładniej pięknej, długonogiej niewiaście. Wśród tłumu zaczęły przewijać się szepty, a sam Lugo aż wyprostował się na te wiadomość, baczniej przyglądając się swojej "blondynce".
- Tak to kolego, że jestem facetem i mam fiuta. Chcesz zobaczyć? - zapytał i jakby na potwierdzenie swoich słów, powędrował dłońmi do swojego rozporka. Wojownik cofnął się o krok.
- Nie trzeba, wierze - skrzywił się nieznacznie i już miał zamiar coś dodać, gdy to w szybkich susach, znalazł się przy Pejicu Lugo i chwycił go w żelaznym uścisku.
- Tyś, to facet?! - krzyknął rozjuszony mężczyzna, niemal plując w twarz Andrejowi. Czuł nieposkromioną złość jak i zażenowanie. Znał naturę Gannicusa i już uszami wyobraźni słyszał, jak ten go wyśmiewa przy każdej napotkanej okazji. Do tego dochodziło to, że... Ten facet nie wyglądał na faceta!
- Kurwa, patrz jak gadasz, bo pryskasz śliną gorzej niż Buldog mojej ciotki. Daj sobie na wstrzymanie, koleś - skrzywił się i próbował wyrwać rękę, jednak mocny uścisk, boleśnie mu to blokował.- To boli!
- I ty się nazywasz mężczyzną?! Nic, tylko cię zabić! - wrzasnął i sięgnął do swojego miecza z zamiarem wyciagnięcia go ze skórzanej pochwy. Przed tym ruchem powstrzymał go Spartakus.
- Nawet nie próbuj, bo sam skończysz źle - odparł spokojnie wojownik, a Andrej korzystając z chwilowej nieuwagi większego mężczyzny, wyrwał się z uścisku i rozmasował sobie bolące ramię.
- Psychol z ciebie - mruknął i zerknął na swoją rękę. Już teraz śmiało mógł stwierdzić, że jutro będzie miał wielkiego siniaka. Lugo spiorunował go wściekłym wzrokiem i nim cokolwiek ktoś powiedział, ten zniknął wśród tłumu niewolników.
- Nic ci nie jest? - zapytał Agron, pytanie kierując do blondyna. Wielu słów nie potrafił pojąc, jakie ten skierował do Lugo, jednak musiał mu pogratulować odwagi i mimo swojej... Nietypowej urody, pokazał, że ma jaja. Jak na mężczyznę przystało.
- Nie. Ale będzie siniak.
- Chodźcie ze mną. Mam do was parę pytań - poinformował Spartakus i kiwnął na przybyszów. Ci zerknęli po sobie i kiwnęli głowami na znak, że się zgadzają. Cóż innego mogli w tej sytuacji zrobić? Tyle szczęścia, że gladiatorzy nie poćwiartowali ich na kawałki.
 
C.D.N
 
*~~*~~*
 
Chce was poinformować, że rozdziały będą prawdopodobnie pojawiać się raz w miesiącu. Może mi się uda wstawić dwa, jednakże tego nie obiecuje. Czemu tak długo będziecie czekać? W tym roku mam egzaminy i mam strasznie dużo nauki. W przerwę świąteczną nadgonię ich wstawianie jak i w ferie, które zaczynają mi się w Styczniu. Mam nadzieje, że wytrwacie do tego czasu. Co mogę więcej powiedzieć? Trzymajcie się, bo kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się za jakieś kolejne trzy tygodnie.
Pozdrawiam was gorąco i dziękuję za wszystkie komentarze ~

3 komentarze:

  1. Podoba mi się mam nadzieję na więcej i dłużej :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No w końcu znalazłam czas i wzięłam się za czytanie...
    I szczerze powiedziawszy... Zajekurwabiście ci to wyszło! Uśmiałam się tak mocno, że sie popłakałam...
    Andrej -> no skradł mi serce w tym rozdziale. Czyżby Agron na niego leciał? Już to sobie wyobrażam <3

    Czekam na dalszy ciąg...

    Pozdrowiona i dużo Veny!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Minął miesiąc jest szansa na więcej bo zaczepiste wyszło.

    OdpowiedzUsuń