sobota, 14 maja 2016

Okruchy strachu - 3 - Bieg życia



Jego serce nasiliło swoją pracę, kołatając w piersi jak opętane i obijając się o żebra boleśnie.
Oddech przyśpieszył trzykrotnie, wzbudzając wrażenie ataku astmy.
Oczy zaszły łzami, powodując małą mgiełkę u dolnej powieki.
Pot perlił się na czole, przypominając skraplane sople lodu.
Demon zbliżał się z każdą chwilą, jednak nogi ani myślały oderwać się od ziemi. Strach obezwładnił każdą komórkę w ciele młodzieńca, wywołując atak paniki.
Uciekaj, usłyszał w swojej podświadomości. Wiedział, że jeżeli teraz nie pobiegnie, to nie ujrzy jutrzejszego świtu.
     Rzucił się w szaleńczy bieg przed siebie, nie spoglądając za swoje plecy. Bał się co mógł za nimi ujrzeć. Gwałtownie skręcił w prawo, wbiegając w rozległy las. Zwinnie omijał kolejne drzewa i krzewy, pomału odczuwając skutki zmęczenia. Mimo, że adrenalina wręcz rozsadzała go od środka, kondycja nie była w najlepszym stopniu udoskonalona. Świszczący oddech dudnił po czaszce, a wzburzona krew płynąca jak porywisty potok, szumiała w uszach. W pewnym momencie wpadł w gąszcza kłujących roślin, raniących pokrzyw oraz kwiatów z białymi główkami, rozpylającymi biały proszek wokół siebie. Czuł ostre jak brzytwa kolce, boleśnie raniące jego delikatną skórę na twarzy, rękach, szyi i nogach. Łzy znaczyły swoją indywidualną drogę na rumianych policzkach, kończąc swój byt w brudnej, poszarpanej koszuli, która kiedyś była śnieżnobiała. Wybiegł z lasu, prawie lądując na betonie. Podniósł głowę do góry, a przed sobą ujrzał wielki plac zabaw. W latach, gdy jeszcze ludzie żyli normalnie i byli wolnymi istotami, ten dziedziniec należał do bardzo popularnych. Teraz jednak wyglądał jak żywcem wyjęty z horroru.
    Thomas szybko wstał na równe nogi i rozejrzał się wokół. Pusto. W oddali widział zniszczone budynki. Nie tylko ze względu na lata, ale również na wojnę, która i w tym małym miasteczku musiała nastąpić. Dziwił się, że Leviatan nie umiejscowił w tym miejscu swoich niewolników. Nagle usłyszał za plecami ciche warczenie i dźwięk łamanych gałęzi. Odwrócił szybko głowę, jednak rozłożysty gąszcz uniemożliwił mu dojrzenie czegokolwiek. Czuł, że nogi proszą o chwilę wytchnienia. Były jak z waty cukrowej, aż strach postawić kolejny krok. Jednakże Collin wiedział, że jeżeli teraz nie ruszy, jego krew skala betonowe ulice. Na powrót rozpoczął bieg, ignorując promieniujący ból w kostce i kolanie. Musiał uchronić swoje życie, a poddanie się nie wchodziło w rachubę.
     Znalazł się między wysokimi budynkami, mającymi nawet do trzydziestu pięter. Przystanął i zerknął za siebie. Plac zabaw z tej perspektywy wyglądał bardziej przerażająco, a korony drzew uginające się pod naporem wiatru, wydawały z siebie specyficzną melodię. Nigdzie nie dojrzał demona.
Zaraz wyskoczy i potnie mnie na kawałki, pomyślał i skrzywił się mimowolnie. Wbiegł do jednego z budynków w lepszym stanie materialnym. Spojrzał na schody z mordem w oczach, klnąc na wszystkie bóstwa, że akurat musiał trafić na bloki. Nogi niemiłosiernie dawały mu do zrozumienia, że są cholernie zmęczone, więc o dalszym biegu przed siebie mógł zapomnieć. Z resztą trochę dalej dojrzał mur, a zawrócić nie mógł. Leviatan najpewniej już jest gdzieś w pobliżu. Jego jedynym wyjściem jest schowanie się w dobrym miejscu i przeczekanie nadchodzącej nocy w dobrym miejscu. Prawdopodobieństwo, iż demon trudził by się w szukaniu go przez następne kilkanaście godzin było znikome.
     Pokonał kilka schodków, gdy dojrzał, że na drugim piętrze jedno z pomieszczeń nie posiadało drzwi. Domyślił się, że najprawdopodobniej wszystkie apartamenty będą pozamykane, więc skorzystał z okazji. Wszedł do środka, czując się dziwnie nieswojo. Tak jakby naruszał czyjś kącik i zaraz miałaby przyjechać policja, zabierając go na komisariat za bezprawne włamanie. Potrząsnął głową zażenowany swoimi myślami i poruszył się w głąb mieszkania. Każdy mebel stał na swoim miejscu. Nawet łóżko w sypialni posiadało kołdrę i dwie poduszki, odziane w czerwone poszewki. Uśmiechnął się pobłażliwie i ruszył poszukać czegoś, gdzie mógłby wygodnie przeczekać kilka następnych godzin. Westchnął cicho i wszedł do kuchni. To co zobaczył na środku pomieszczenia zaskoczyło go tak bardzo, że nie usłyszał kroków na klatce schodowej.

*~~*~~*
 
Smok z gracją zawodowej baletnicy, wylądował na środku okrągłego dziedzińca. Ryknął potężnie, by po chwili wielki gad zamienił się w ponętnego mężczyznę.
- Litości bogowie! - krzyk, jaki rozniósł po placu, nie należał do osoby, która jest szczęśliwa z powitania. Młody mężczyzna z niezwykłą urodą, podszedł do Floriana, trzymając w delikatnych dłoniach, miękki koc. Okrył nim smoka, zasłaniając jego ciało przed wścibskimi spojrzeniami.
- Mogę przez najbliższe kilka dni pobyć u ciebie? - zapytał szybko, patrząc przyjacielowi w oczy. Czarodziej odetchnął zaskoczony pytaniem, dokładnie lustrując twarz mężczyzny przed sobą. Jego podświadomość podpowiadała mu, że musiało stać się coś bardzo niedobrego. A on nigdy się nie mylił.
- Tak. Wszystko opowiesz mi w środku. Chodź - chwycił zmiennego za dłonie i przeszedł z nim do pałacu. Budynek był imponująco wielkich rozmiarów. Przypominał z zewnątrz lodowy zamek, pnący się ku chmurom i połyskujący kolorami tęczy. Wewnątrz jednak zapierał dech w piersi, emanując ciepłem rodzinnego domu. Minęli wielki salon z marmurowym kominkiem i wspięli się po szerokich schodach o pięknie zdobionych balustradach. Minęli kilka pokoi, które należały do służby i weszli do obszernego pomieszczenia. Najprawdopodobniej również wykorzystany został na wzór salonu z małym detalem tego, iż kilka metrów dalej znajdowały się drzwi do sauny, a obok niej wielka garderoba.
- Siadaj i rozgość się. Dam ci zaraz coś do ubrania - odparł czarodziej i zniknął w swojej osobistej garderobie, którą posiadał również u siebie w sypialni.
     Florian otulił się szczelniej kocem, podciągając nogi w górę. Położył głowę na oparcie kanapy, wpatrując się w duże, naścienne akwarium. Ryby pływające za szkłem odprężały jego skołtunione nerwy. Przymknął oczy, jednak szybko je otworzył. Nie chciał oglądać w swojej wyobraźni scenę, która wydarzyła się w ich "siedzibie". Nie mógł pojąć zachowania Leviatana...
- Dobrze, że mamy podobną posturę. Proszę - mężczyzna, który pojawił się przy Florianie, podał mu parę świeżych bokserek, skarpetek oraz odpowiedni krój spodni i koszuli.- Jak będą za małe... To zawsze mogę powiększyć - zaśmiał się szczerze, czym wprawił w lekki uśmieszek ze strony smoka.
- Gracjanie, dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz - przekazał cichym głosem i ukrył swoje nagie ciało pod powierzchnią świeżych ubrań, które musiały niestety siłą magii, zostać powiększone.
- Nie musisz dziękować. Jesteśmy przyjaciółmi. Ty jednak musiałeś przybrać masy przez ostatnie miesiące, bo nawet nogawki nie chciały wejść! - zaśmiał się czarodziej, zajmując miejsce obok Floriana.
- Ćwiczyłem. Ty dalej jesteś szczupły i atletyczny jak byłeś - odparł zmienny smok i przeczesał palcami włosy. Gracjan przez chwilę lustrował uważnie jego twarz, by w końcu westchnąć zrezygnowany.
- Co tym razem się stało? - zapytał, będąc już pewnym, że partner jego przyjaciela przyczynił się do nastroju jaki dopadł Floriana. Wiedział, że prędzej czy później ten paskudny demon zrani szatyna. Ale cóż mógł zrobić? To nie jego życie, a Florian jako stanowczy mężczyzna, nie posłuchałby jego rady. Zakochany smok nie słucha niczyjich rad.
     Florian skierował wzrok na sufit, pozwalając by słowa same wypłynęły z jego ust.
- Leviatan dostał jakiegoś szału. Odbiło mu i prawie mnie skrzywdził! Ostatni taki wybuch miał miejsce piętnaście lat temu, gdy to jego ojciec Lucyfer zabronił związać się mu ze mną. Oczywiście finał akcji był inny, bo Leviatan go zabił samemu stając się władcą, ale nie w tym rzecz - upewnił Gracjana smok, gestykulując rękoma, by jego wypowiedz stała się barwniejsza.- Chodzi o to, że jego oczy... Jego oczy były... straszne - spojrzał na przyjaciela, czując wewnętrzy ból. Ból, który nie dawał mu szans, by to jego rozum wygrał w zaciętej walce z sercem.
     Gracjan analizował każde słowo, wydobyte z ust drugiego mężczyzny. Żył już ponad pięćset lat. Nie jedno zdarzenie widział i najpewniej jeszcze wiele zobaczy - w końcu przed nim cała wieczność. Jednakże Leviatan miał specyficzne podejście do siebie i Floriana. Zawsze uważał swojego partnera za diament, który niespodziewanie wpadł w jego dłonie. Cóż, więc mogło się stać między nimi? Wstał z kanapy i podszedł do barku, stojącego przy oknie. Wyjął Brendy oraz dwie szklanki, na powrót wracając do przyjaciela.
- A... Zrobiłeś coś? Potrzebuje więcej szczegółów. Z czym lubisz? - podniósł szklaną butelkę z alkoholem do góry, uśmiechając się kącikiem ust.
- Z colą... Takie to ludzkie, a jednak... Smaczne. Wiele ludzkich rzeczy jest smaczne - stwierdził zmienny, odbierając szklankę podaną przez czarodzieja.- Rozmawiałem z człowiekiem. O tak, po prostu. Mój mały smok, teraz nie mam za chuj pojęcia, gdzie jest, widocznie go polubił. Zacząłem, więc z nim rozmawiać. Wiem, że ma na imię Thomas. Bardzo sympatyczny chłopak. Jednakże w pewnym momencie zauważyliśmy jak Leviatan wychodzi z pałacu. Kazałem chłopakowi wracać do swoich zajęć, doskonale wiem, jakie Levi ma podejście do niewolników. Podszedłem do niego i nagle mu odpierdoliło. Posądził mnie o zdradę, co doskonale wiesz, nie jest podobne do mojego gatunku. My smoki jesteśmy wierne swemu partnerowi. Ale to nie jest najgorsze... Najgorsze jest to, jak pociągnął mnie za włosy i szarpał tak mocno, że miałem wrażenie jakby zaraz miał mi je wszystkie wyrwać. Wyzywał... - Florian przerwał potok słów, by wypić całą zawartość szklanki. Odetchnął głęboko, kontynuując.- Wyzywał od kurw. Że dałem... Dupy temu niewolnikowi. Był w takiej furii, że bałem się go pierwszy raz w życiu. Rozumiesz? Bałem się istoty z którą chcę spędzić życie i któremu chcę urodzić... Potomka - schował twarz w dłonie, a jego długie włosy opadły mu na ramiona.
- Oh słońce... Ja naprawdę nie wiem co powiedzieć. Doskonale wiesz, że nigdy nie trawiłem Leviatana, ale tolerowałem, ponieważ to twój wybranek serca... Ale za to co ci zrobił ten skurwysyn, niech wie, że jak tylko jego stopa postawi krok na moim terenie, tak nakopię mu tak do dupy, że zacznie srać ustami! - krzyknął i mocno przytulił Floriana do swojego ciała. Czytał wiele o demonach z niektórymi się nawet kiedyś spotkał... Dlatego też doszedł do wystarczających wniosków, które nie muszą być pozytywne. Demony należały do tej kategorii, która nie nadawała się jako druga połówka. Leviatan udowodnił to dzisiaj.
- Wiem... Tylko szkoda mi tego Thomasa. Żałuje, że nie wróciłem po niego... - poprawił kosmyki włosów, uśmiechając się smutno do Gracjana.
- A czemuż to?
- Leviatan go zabije. Był w takim stanie, że nawet rozłupałby łeb swojemu kuzynowi! - krzyknął zmienny, czując się winnym śmierci młodzieńca. Chłopak zdążył przywłaszczyć sobie jego sympatię.
- Cóż... Szkoda. Zostajesz tutaj przez najbliższe parę dni. A Leviatan nawet niech nie myśli, że tutaj przyjdzie! Chodźmy do kuchni i najedzmy się czekoladowego ciasta.
 
*~~*~~*
 
 Wpatrywał się z czarną dziurę na środku pomieszczenia, nie rozumiejąc co się wokół niego w tym momencie działo. Jego serce zwolniło tempo, a świst powietrza ucichł. W jednej chwili opanował go spokój, a wspomnienia napełniły jego głowę, niczym wino pusty dzban.
 
"- Mamo! Co zrobisz na kolacje? - mały chłopczyk podbiegł do młodej kobiety, kładąc na drewnianym stole figurkę Spidermana. Rodzicielka spojrzała na swojego sześcioletniego syna, odrywając się od talerza, który właśnie płukała pod zimną wodą. Uśmiechnęła się do brzdąca i wytarła mokre dłonie o ściereczkę.
- Synku... Przed chwilą był obiad! Już myślisz o obiedzie? - zaśmiała się delikatnie i podniosła swoje dziecko do góry, przytulając do swojego ciała. Chłopczyk wtulił się w matkę, czując ciepło jakie od niej biło.
- Tatuś mówił, że będą naleśniki! - ucieszył się, bawiąc swoimi palcami u rąk.
- Tatuś dobrze mówił. Chcesz iść z siostrą na spacer? - zapytała kobieta, odkładając syna na ziemie. Dziecko szybko chwyciło swoją zabawkę i uśmiechnęło promiennie.
- Tak!
- Melanie! Chodź tu skarbie na moment! -  czasie, gdy matka wołała córkę, chłopczyk usiadł na jednym z krzeseł. Bawił się figurką, wyobrażając sobie, że super bohater ratuje dzieci od szalonego doktorka.
- Tak mamo? - do kuchni weszła dwunastoletnia dziewczynka z włosami spiętymi w koński ogon. Jej twarz zdobił delikatny uśmiech, który natychmiast poszerzył się, widząc swojego młodszego braciszka. Podbiegła do niego i przytuliła mocno, całując w czółko. Chłopiec uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje małe ząbki z ubytkiem dwóch przednich.
- Pójdziesz z Thomasem na spacer i do sklepu? Mały rozrabiaka chciałby sobie kupić jakieś słodycze za pieniążki, które dostał od wróżki zębuszki - odparła rodzicielka i wyjęła ze swojej torebki portfel.- Masz tutaj jeszcze dwadzieścia złotych. Kup sobie i bratu loda. Oraz mąkę, bo na ciasto nie mam - zaśmiała się kobieta i schowała portfel z powrotem do torebki.
- Dobrze mamuś, chodź Thomas - pociągnęła brata za rączkę i poprowadziła do przedpokoju. Ubrała na swoje stopy japonki, obserwując jak młodsze dziecko zakłada purpurowe sandały z uśmiechniętą buźką po bokach.
- Kupisz sobie górę żelków! Zobaczysz, będzie fajnie! I pójdziemy na plac zabaw! - krzyknęła ucieszona dziewczyna, zamykając za nimi drzwi. To był cudowny dzień"
 
Otrząsnął się ze swoich wspomnień, czując lekkie zamroczenie. Zdarzenie, którego nie powinien pamiętać, nagle przybyło do niego tak wyraźnie... Jakby miało to miejsce zaledwie wczoraj. Twarz matki i siostry była taka wyraźna...
- Czyżby portal przywołał jakieś miłe wspomnienie? - skrzekliwy głos, przepełniony jadem i nienawiścią, wydusił z jego piersi zaskoczony dech. Serce znów kołatało jak szalone, sprawiając, że ciało przybrało postawę zlęknionego zwierzątka.
- Czemu chcesz mnie zabić? - zapytał Thomas szeptem, spoglądając w czarne oczy swojego pana. Nie chciał umierać. Pragnął spełnić wolę, którą obiecał swojej siostrze zanim ta zginęła. Mimo życia na jakie był skazany... Chciał, by ostatnie tchnienie uleciało z jego pierwsi na stare lata, nie w wieku nastoletnim.
- Zastanówmy się. Hm... Miałeś czelność rozmawiać z moim partnerem. Chociaż to nie jest największy powód. Chce widzieć jak twoje młode ciałko wykrwawia się na śmierć, sprawiając, że moja demoniczna część będzie wyła z radości - ukazał swoje białe zęby, rozciągając uśmiech w szatańskim uśmiechu. Thomas przełknął ślinę i cofnął się parę kroków w tył.
- Twój partner... Nie powinieneś go przypadkiem chronić? To co zrobiłeś, nie było wyczynem wartym kochanka - odparł, ignorując wielką gulę, która tworzyła się w gardle. Otępiały strachem mówił rzeczy jakich niemiałby odwagi w życiu codziennym. A teraz, gdy zbliżał się wyrok ostateczny... Czemu by nie?
- Nie masz prawa ziemski śmieciu, mówić mi co mam robić! - wrzasnął demon i rzucił się na chłopaka, który niewiele myśląc, wskoczył do portalu, zostawiając za sobą kurz i oniemiałego Leviatana. Dziura pękła jak bańka mydlana, pozostawiając w pomieszczeniu bałagan i demona.
 
C.D.N
 
*~~*~~*
 
Oto kolejny rozdział! Następne będą już dłuższe, bo zostaną pisane w tym okresie czasowym i w tym roku. Niestety... Wyjeżdżam na zieloną szkołę, a za niedługi czas mam bierzmowanie, dlatego... Nic nie pojawi się na blogu (może jedynie one-shoty) przez kolejne dwa tygodnie. Dziękuję także za komentarze. Bardzo mi miło ^^
Pozdrawiam ~

3 komentarze:

  1. Dwa tygodnie!? Nie wytrzymam :cc Uwielbiam czytać twoje opowiadania, a nawiązując do tego.. Zaliże sie ze ten portal prowadzi do przeszłości skoro przywolal wspomnienie z mama i siostra Thomasa :3 Ale nie bede tutaj psuć pomyslow i życzę powodzenia w szkole i duuuuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zły Demon! Dobrze mu, chujowo, że Florian go zostawił na jakiś czas. Niech sobie pokulada w tej szalonej główce, bo mu się pojebalo.
    Luuubie czytać Twoje opowiadania!
    Dużo veny, i pozdrowionka 😁

    OdpowiedzUsuń
  3. Koffam to będę czekać z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń